Jak Polacy walczą ze stresem? Chodzą na zakupy, do restauracji oraz oglądają telewizję. A jeśli już wejdą do sklepu, to 79 proc. kupuje słodycze, 66 proc. perfumy, a co drugi badany - drogi alkohol.

Reklama

Mimo wielkiego zabiegania, a może właśnie dlatego, większość Polaków nie zapomina o drobnych przyjemności życia. Poza zakupami najpopularniejszą formą ucieczki od stresu są weekendowe wypady za miasto - wymieniło je aż 67 proc. respondentów - wyjścia do kawiarni lub restauracji (64 proc.) oraz do kina (55 proc.). Korzystamy z nich dość rzadko, bo raz w miesiącu.

O wiele częściej, bo prawie codziennie, wybieramy się po ulubione łakocie lub alkohol. Czyni tak 44 proc. badanych. Co warto podkreślić - trunkami, słodyczami oraz kosmetykami obdarowujemy też najbliższych. Taki podarunek daje co trzeci badany. Tylko 6 proc. ofiaruje bliskim książki lub kwiaty (5 proc.). Przeciętnie na uprzyjemnianie sobie życia wydajemy do 200 zł miesięcznie. 14 proc. z nas przekracza tę sumę o 100 zł. 2 proc. zaś za swoje przyjemności płaci powyżej 1 tys. zł. Upodobania Polaków na zlecenie Visa Europe sprawdził Pentor.

O czym świadczą wyniki tych badań? Socjolog, prof. Jacek Kurczewski, kierownik Katedry Socjologii Obyczajów Uniwersytetu Warszawskiego, z zadowoleniem konstatuje, że mimo zawrotnego tempa życia pamiętamy, że życiem trzeba się cieszyć i dzielić się tą radością z najbliższymi.

Reklama

"Sięganie po przyjemności jest dużo łatwiejsze, niż było to dawniej. Zapraszając w PRL-u kobietę do kawiarni, mężczyzna był skazany na tzw. zestaw obowiązkowy. Dziś przyjemność polega m.in. na tym, że wyboru menu dokonujemy sami" - mówi profesor. Dodaje, że wśród przyjemności sprawianych innym zabrakło mu "dobrego słowa", które nic przecież nie kosztuje.

Dla innego socjologa, dr Anny Gizy-Poleszczuk z UW wyniki badań nie są zaskoczeniem. "Każde społeczeństwo sprawia sobie takie przyjemności, na jakie je stać. Bogacimy się, więc kupujemy sobie coraz lepsze rzeczy" - mówi dr Giza. A co jej sprawiłoby radość? Odpowiada bez wahania: "Gdyby mąż lub jeden z moich synów ugotował mi coś dobrego".

Skojarzenia przyjemności z jedzeniem, szczególnie zaś ze słodyczami, są bliskie prawie 80 proc. Polaków. "Cukierek, zwłaszcza czekolada, która wprowadza w stan euforii, kojarzy się z dzieciństwem. Kiedy czujemy, że potrzebujemy pochwały, podświadomie sięgamy po taką nagrodę" - tłumaczy Mariola Bieńko, socjolog rodzinny z Warszawy.

Reklama

Metodę tę stosuje od lat wybitny kucharz Robert Makłowicz: "Słodki to smak rodzinnego domu. Kojarzy mi się z beztroską i bezpieczeństwem. Ograniczam słodycze, bo tuczą, ale belgijska czekolada ręcznie wyrabiana jest tak doskonała, że nigdy jej sobie nie odmawiam" - zdradza.

Dla metropolity gdańskiego abp. Tadeusza Gocłowskiego, narkotykiem są dobre książki i muzyka Bacha. "Lubię po całym dniu pracy usiąść w fotelu i posłuchać dobrej muzyki. Kiedy mam wolne, jadę na wieś. Uwielbiam spacery po lesie. Szybko regeneruję tam siły" - przyznaje arcybiskup.

I taki sposób pozbycia się codziennych stresów najbardziej polecają lekarze: "Pędzimy codziennie po zawał. Od czasu do czasu warto wyhamować, zaszyć się w ciszy. To najskuteczniejszy sposób uniknięcia nie tylko ataku serca, ale i ciężkiej nerwicy" - kwituje doc. Joanna Meder, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.



KATARZYNA BARTMAN: Kiedy ostatnio sprawił pan sobie jakąś przyjemność?
ANDRZEJ FALKOWSKI
: Przed chwilą. Właśnie wychodzę z knajpy w Zakopanem. Od kilku dni miałem ogromną ochotę na baraninę i dziś moje marzenie się spełniło.

Z badań Pentora wynika, że coraz częściej sprawiamy sobie takie drobne przyjemności. Lubimy obdarowywać także bliskich. Tak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi, że aby polepszyć sobie nastrój, potrzebujemy materialnych odstresowaczy?

Sprawianie przyjemności sobie i innym to zdrowy i naturalny odruch. Po szarych czasach PRL-u Polakom należy się czas na radość życia. Wyniki badań oznaczają, że stajemy się coraz bardziej zamożni. W pierwszej kolejności ludzie zaspokajają swoje podstawowe, najniższe potrzeby: bezpieczeństwa czy głodu. Dopiero potem myślimy o samorealizacji czy potrzebie akceptacji. Sprawianie przyjemności, szczególnie innym, to tzw. inwestycja w przyszłość. Jej efekt będziemy mogli odczuć za jakiś czas. Polacy zaczynają inwestować w swoje dobre samopoczucie.

Ale takie nadmierne uprzyjemnianie sobie życia może być też pułapką.
Ma pani rację. Przyjemności stają się łatwo dostępne, przez co tracą na swojej atrakcyjności, powszednieją. Kiedyś zdobycie przydziału na zagraniczną wycieczkę było nie lada wyczynem. Dziś egzotyczne wczasy na mało kim robią ogromne wrażenie.





Prof. Andrzej Falkowski jest psychologiem poznawczym oraz marketingu i reklamy, pracuje w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie