Zaczęło się od kłótni. Andrzej usłyszał, że ukochany Adrianek nie jest jego. Że Anna chce być z kimś innym i że zabiera dziecko. Nie mógł uwierzyć. Problem w tym, że kobieta nie tylko podpisała oświadczenie, ale zgodziła się na badanie DNA. Jej słowa się potwierdziły.

"Zabrała mi wszystko. Dziecko, rodzinę i pieniądze. Bo mimo że od pięciu lat mieszka z ojcem dziecka, to ja płacę alimenty. Poszedłem z papierami do Urzędu Stanu Cywilnego zaprzeczyć ojcostwu, ale usłyszałem, że to niemożliwe. Skoro uznałem dziecko, to klamka zapadła" - mówi rozżalony Andrzej.

Mariusz Kopeć, kierownik USC w Poznaniu, rozkłada bezradnie ręce i potwierdza, że Andrzej nie jest przypadkiem odosobnionym. "Nie ma tygodnia, żeby kilku panów nie pytało, jakie są możliwości zaprzeczenia ojcostwa. Nie ma. Tak odpowiedzą im urzędnicy we wszystkich trzech tysiącach urzędów stanu cywilnego w Polsce" - mówi urzędnik.

Nowelizacja kodeksu rodzinnego i opiekuńczego zmierza jednak do rzucenia mężczyznom koła ratunkowego. "Jaki będzie ostateczny kształt nowelizacji, nie wiadomo, bo Sejm może ją zmienić, Senat dołożyć swoje poprawki, no i wszystko zależy jeszcze od polityki, czyli jaka opcja rządzi" - mówi sędzia Sławomir Różycki z Ministerstwa Sprawiedliwości.

Prace idą jednak w kierunku zmiany oświadczenia woli w sprawie uznania dziecka za własne na oświadczenie wiedzy. "To oznacza, że jeśli mężczyzna uzna ojcostwo za niezgodnie ze stanem rzeczywistym, to będzie mógł wnieść o jego unieważnienie" - wyjaśnia sędzia Różycki.

"Jeszcze kilkanaście lat temu nie dało się tak precyzyjnie określić pokrewieństwa jak teraz, dzięki badaniom genetycznym. Niestety, kij ma dwa końce. I to, co kiedyś było domniemaniem, dziś graniczy z pewnością, a to rodzi prawdziwe dramaty, które na co dzień rozgrywają się w moim gabinecie" - opowiada psychoterapeuta Mirosław Giza z Katowic.

Teoretycznie każdy mężczyzna mający dowody na to, że nie jest biologicznym ojcem, może zgłosić sprawę w... prokuraturze, która powinna zająć się ustaleniem stanu faktycznego zgodnie z "prawdą genetyczną". Ale to tylko teoria. "Niestety, nie słyszałem, aby komuś udało się przekonać prokuratora do takiego działania. Prokurator bierze kodeks rodzinny i opiekuńczy, cytuje przepis i sprawa zakreśla koło, kończąc się w punkcie wyjścia" - wyjaśnia doświadczony sędzia wydziału rodzinnego jednego z polskich sądów.

Tymczasem z badań przeprowadzanych w różnych okresach przez różne ośrodki badawcze powtarza się ten sam wynik. Cztery procenty ojców w krajach Europy i Ameryki Północnej wychowuje nie swoje dzieci, nie wiedząc o tym. W Polsce to armia kilkudziesięciu tysięcy mężczyzn.













Reklama