Pomysł jednolitej płacy minimalnej dla wszystkich państw Unii ucieszy z pewnością wielu Polaków. Jeśli bowiem minimalna płaca we wszystkich państwach UE miałby zostać podniesiona do średniej unijnej - która wynosi obecnie 600 euro - to przeciętny Kowalski, który pobiera najniższą pensję, dostałby na rękę ponad 2300 zł zamiast obecnych 936 zł.

Wśród pomysłów, które mogą ucieszyć pracowników, znalazła się też propozycja skrócenia tygodnia pracy przy jednoczesnym zachowaniu dotychczasowego poziomu wynagrodzeń. Nie wiadomo jeszcze dokładnie, o ile krócej mielibyśmy pracować, ale w najbardziej optymistycznym scenariuszu, roboczy tydzień Polaków skróciłby się do 35 godz., jak ma to miejsce we Francji.

Europosłowie postulują też, aby na całym unijnym rynku pracy było mniej umów czasowych. Chcą, by najpowszechniejszą formą zatrudniania był etat. Pracodawca musiałby się wytłumaczyć z każdej umowy terminowej, na którą by się zdecydował.

Propozycje eurodeputowanych u pracowników budzą radość, u ekonomistów sprzeciw. Paweł Pawlak ze związków zawodowych pracowników Biedronki przyjmuje unijny pomysł z entuzjazmem. "Bogactwo społeczeństwa mierzy się bogactwem najbiedniejszych, powinniśmy dążyć do podwyższenia płacy minimalnej" - mówi nam Pawlak.

Zupełnie inaczej patrzy na propozycje eurodeputowanych Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers. "Podwyższenie płacy minimalnej spowoduje bankructwo wielu firm, będziemy mogli zapomnieć o szybkim wzroście gospodarczym" - mówi Orłowski. I zwraca uwagę na inne jeszcze niebezpieczeństwo: "Gdyby propozycja Parlamentu Europejskiego weszła w życie, jej skutki nie ograniczałyby się tylko do grupy osób pobierających najniższe uposażenie. Jeśli teraz lekarze żądają 5 tys. zł, to przy płacy minimalnej na poziomie 2 tys. zażądają 7 tys." - uważa ekonomista.

Pomysłów europarlamentu obawia się także Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". "W Polsce związki zawodowe tylko czekają na takie sygnały jak możliwość podwyższenia płacy minimalnej czy skrócenie czasu pracy" - mówi.

Jej zdaniem przyniesie to uboczne skutki w skali całego kontynentu. "Jesteśmy ciągle Europą socjalną. Nie będziemy w stanie konkurować nie tylko z Amerykanami, ale także z azjatyckimi firmami" - uważa Starczewska-Krzysztoszek.











Reklama