Halina Wojnarska: Podoba się pani projekt ustawy o zakazie palenia w miejscach publicznych?
Hanna Świda-Ziemba*: Te przepisy przede wszystkim nie uwzględniają praw palących, którzy z całą pewnością palenia nie rzucą. Oni zaczną je omijać. Nie wiem, po co są wprowadzane, bo przecież istniejące w tej chwili palarnie w budynkach publicznych dobrze chronią niepalących. Tam, gdzie pracuję - w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej - są palarnie, ale po wprowadzeniu nowej ustawy pewnie ich nie będzie, bo władze uczelni nie zechcą wydać niemałych sum na hermetycznie zamykane pomieszczenia ze specjalnymi, drogimi filtrami. A przecież palarnie nie przeszkadzały niepalącym, którzy wcale nie musieli do nich zaglądać. Natomiast planowany nakaz wychodzenia na zewnątrz budynku jest absurdalny. Bo, po pierwsze, z pracy nie można sobie ot tak, wyjść. A po drugie, palacze będą narażeni na różne cierpienia z chorobami włącznie w razie złej pogody czy mroźnej zimy.

Czy ta ustawa może oduczyć Polaków palenia?
Ci, co chcą się oduczyć, zrobią to bez ustawy. Ci zaś, którzy nie chcą, a ja na przykład nie chcę, będą nadal palić, tylko że ukradkiem, gdzieś na klatkach schodowych, w ubikacjach jak uczniowie. Ja sama palę, nigdy nie rzucałam palenia i dożyłam 76 lat ze zdrowymi płucami i zdrowym sercem.

A jak się pani podoba zakaz palenia w prywatnych pubach?
Do tej pory w takich lokalach były osobne sale dla palących i niepalących. I - moim zdaniem - całkiem to wystarczało. Bo dla palaczy palenie jest nie tylko nałogiem, lecz wręcz wartością. Prawdopodobnie więc teraz palacze przestaną odwiedzać takie lokale. Dobrze by było, gdyby władze nie wchodziły z brudnymi butami na prywatne podwórko. Niech właściciel prywatnego lokalu sam zdecyduje, czy pozwalając w nim palić, chce pozbawić się ewentualnych przychodów od niepalących, którzy przestaną go odwiedzać.

Ale przecież ustawę wsparli onkolodzy. Oni alarmują, że z powodu biernego palenia rocznie umiera 9 tys. osób.
Nie mam pojęcia, skąd onkolodzy czerpią przekonanie, że to bierne palenie było przyczyną śmierci. Mam spore podejrzenia co do tych badań. Jeśli z góry przyjmuje się jakieś założenie, to zawsze można dobrać do niego argumenty, ale nie tak się robi porządne badania eksperymentalne. Aby zyskać całkowitą pewność, trzeba by zbadać grupę ludzi izolowanych i drugą - ludzi normalnie funkcjonujących. I to przez kilka lat. Moim zdaniem argumenty, że niepalący chorują w wyniku stykania się z palącymi, wynika wyłącznie z założeń, że tak się dzieje.

Jeśli chcemy się przekonać, czy palenie w budynkach z już wydzielonymi pomieszczeniami, izolowanymi, wietrzonymi może być szkodliwe dla niepalących w tym budynku, warto by porównać stan zdrowia ludzi z budynku, w którym nie wolno palić, z tymi, którzy pracują w budynku z palarniami. Tylko w ten sposób można dojść do wiążących wniosków.

Moim zdaniem przekonanie o szkodliwości palenia to kwestia mody. Mówi się np., że cukier jest niedobry, za chwilę okazuje się, że jednak jest dobry. Obecnie natomiast zapanowała moda na przekonanie, że palenie jest niedobre. A przecież oprócz palenia plagą są wyziewy samochodów, fabryk - stokroć bardziej szkodliwe. Dlaczego więc nie walczymy o czystość powietrza w mieście? Zlikwidujmy wszystkie auta, zacznijmy jeździć rowerami!













Reklama

Za chwilę ustawodawcy mogą dojść do wniosku, że palenie w moim mieszkaniu też jest szkodliwe dla innych, bo dym może się przedostawać piętro wyżej, i kiedy sąsiad zachoruje, powiedzą, że stało sie tak z powodu mojego nałogu. Dojdziemy do absurdu!

Więc pomysłodawcy ustawy mieli dobre intencje, tylko nie uwzględnili słabości natury ludzkiej?

To wiara w siłę przemocy, chęć wojskowego ustawienia społeczeństwa. Narzućmy ludziom maksimum ograniczeń, a jak je narzucimy, to oni się temu karnie podporządkują. Ta ustawa to suma polityki koalicji, restrykcyjnych przepisów, a także chęci upajania się nimi. To chęć objęcia wszystkich dziedzin życia kontrolą.

Będzie pani przestrzegać nowych przepisów?
Jeśli idzie o zakaz palenia w aucie, jako niezmotoryzowana nie mam z tym problemu, natomiast jeśli nie będą pozwalać palić w restauracjach, to po prostu nie będę do nich chodzić. Sądzę, że będziemy świadkami wielu bankructw restauratorów. Nie dość, że te przepisy są nieżyciowe, to jeszcze ograniczające. Przecież w tej chwili istnieje kompromis między palącymi i niepalącymi, nie ma więc sensu wprowadzać dodatkowych zakazów. Przepisy, jakie chcą nam zafundować inicjatorzy ustawy, są nierozsądne.

Czy nierozsądnych przepisów można nie przestrzegać?
Nierozsądnych przepisów, zwłaszcza wymierzonych w jednostkową wolność, która nie przeszkadza innym, nie warto przestrzegać. Interesy wszystkich można uzgodnić. A sytuacja, w której tylko jeden interes może być uwzględniany, robi wrażenie, że rządzący chcą doprowadzić do ograniczenia swobody zachowań jednostkowych. Zwłaszcza jeśli chodzi o zakaz palenia w prywatnym aucie. To się w żaden sposób nie broni. Jedzenie kanapek czy słuchanie radia też rozprasza uwagę kierowcy, który w efekcie może spowodować wypadek. Rządzący nie wierzą w zdrowy rozsądek obywateli i chcą im całe życie sami urządzić i cieszyć się ze swojej władzy.













Hanna Świda-Ziemba, profesor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nałogowa palaczka