OLIVIER JANIAK

Nie żałuje, że kawalerem był krótko. Bo małżeństwo jest stanem, który sobie nadzwyczaj chwali. Jedyne, na co narzeka, to że nie ma dość czasu dla swojej pięknej i utalentowanej żony.

Reklama

Długo byłem zwolennikiem starej, dobrze znanej teorii, że przysięgę przed ołtarzem powinien poprzedzać naprawdę solidny narzeczeński staż. Aż do dnia, gdy spotkałem Karolinę. To zdarza się rzadko, ale ja rzeczywiście od razu poczułem, że właśnie na tę kobietę czekałem całe moje życie. Oświadczyłem się już po kilku miesiącach znajomości. Byłem w stanie największej gorącej miłosnej euforii. Do dzisiaj uważam, że wybrałem najlepszy moment na oświadczyny.

Małżeństwo nie jest wyłącznie sielanką. To ciężka, żmudna praca. Każdy wspólny dzień jest w końcu wielką sztuką kompromisu. Warto jednak się starać. Bycie razem daje mi tę pewność, że jest ktoś, kto bez względu na wszystko zawsze będzie stać po mojej stronie.

Życie ze mną nie jest łatwe. Jestem mężem raczej nieobecnym. Z racji licznych obowiązków najczęściej bywam daleko od domu. A to niestety nie sprzyja rodzinnemu szczęściu. Niemniej rodzina to dla mnie największa wartość. Nie wyobrażam sobie, bym umiał cieszyć się życiem singla. Mam skryte marzenie. Chciałbym schyłek życia spędzić z ukochaną osobą. Wyobrażam sobie, że siedzimy razem i przyglądamy się, jak wnuki beztrosko bawią się w ogródku przy naszym domu. A ja z żoną wspominamy wszystkie wspaniałe chwile, które przeżyliśmy razem.

Reklama



JANUSZ JÓZEFOWICZ

Jego małżeństwo skończyło się porażką, ale on wciąż wierzy w wartość małżeńskiej przysięgi. Jego zdaniem dwoje to więcej niż jeden, dlatego kobiecie i mężczyźnie razem łatwiej iść przez życie.



Jestem rozwiedziony, ale nie znaczy to wcale, że raz na zawsze zniechęciłem się do instytucji małżeństwa. Potrzebowałem czasu, żeby zacząć w pełni doceniać znaczenie rodziny. Sądzę, że to właśnie rodzina najlepiej kształtuje nasze postawy. Uczy, jak radzić sobie z emocjami i otaczającym nas brutalnym światem. Zmusza do pracy nad charakterem.

Małżeństwo jest jak wielka loteria. Nigdy nie wiadomo, czy sięgasz po szczęśliwy los. Jednym się to bardziej udaje, innym niestety mniej. Jeszcze innym w ogóle nie wychodzi. Po prostu takie jest życie. Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że we dwoje jest raźniej, przyjemniej i łatwiej zmagać się z twardą rzeczywistością. Zwłaszcza wtedy, gdy poważnie myśli się o dzieciach. Decyzję, jaką formę prawną będzie miało wspólne bycie ze sobą, każda para powinna podejmować indywidualnie. Ludzie dorośli muszą mieć prawo do stanowienia, jak chcą żyć i z kim. Nikt im tego nie może dyktować.

Reklama

Choć moje małżeństwo nie skończyło się szczęśliwie, nie żałuję, że kiedyś byłem żonaty. Nie chcę mówić o powodach swojego rozstania z żoną, w tej chwili jest to już raczej nieistotne. W każdym razie rozwód, choć to trudne doświadczenie, na pewno nie zniechęcił mnie do instytucji małżeństwa. To, że raz się nie udało, nic nie oznacza. Mogę zrozumieć tych, którzy znowu zdecydowali się na ten krok.

RAFAŁ CIESZYŃSKI

Mimo iż jest zaręczony, nie uważa, że ślubna obrączka to rzecz niezbędna do szczęścia.

Nie ożeniłem się wcześniej, bo miałem zdecydowanie inne priorytety w życiu. Chciałem najpierw skończyć studia aktorskie. Potem zacząć na siebie zarabiać. Nie wyobrażam sobie budowania trwałych relacji bez naprawdę solidnego finansowego zaplecza.

Nie miałem też nigdy szczególnej potrzeby, by szybko się ustatkować. Wiele lat żyłem w konkubinacie i taki wariant moim zdaniem nie najgorzej się u mnie sprawdzał. Dlatego nie zamierzam potępiać tych, którzy tę ważną decyzję przesuwają z roku na rok. A nawet mówią "ja się nigdy nie ożenię". Czasem to też całkiem niezłe rozwiązanie. Mężczyzna szuka kobiety tylko sobie przeznaczonej, a jeśli jej akurat nie znajduje, po prostu idzie dalej. Natomiast kiedy w końcu trafi na tę jedyną, sobie pisaną, wtedy na ogół nie ma już najmniejszych wątpliwości.

Teraz jestem w stałym, szczęśliwym związku. Przy Alżbecie powoli, powoli dojrzewam do myśli, że chciałbym być może mieć normalny dom, żonę, dzieci. I chociaż ja i Alżbeta nie stanęliśmy jeszcze przed ołtarzem, należę przecież tylko do niej. I to liczy się najbardziej. Nie sądzę, żeby obrączka coś zasadniczo w naszym życiu zmieniła.