Skorzystają na tym także niepełnosprawni oraz mieszkańcy małych miejscowości. Teraz obowiązki służbowe będzie można wykonywać w domu.

Jeśli pracodawca zgodzi się na taką formę zatrudnienia pracownika, będzie musiał mu zapewnić telefon służbowy, komputer, dostęp do internetu i wewnętrznego systemu firmy. Telepracownik zaś drogą elektroniczną będzie kontaktować się z ewentualnymi klientami i z pracodawcą.

"Taka forma zatrudnienia ułatwi na przykład łączenie pracy z opieką nad dziećmi" - tłumaczył na wczorajszej konferencji premier Jarosław Kaczyński.

Prace nad projektem trwały dwa lata. Pracodawcy bali się konieczności rygorystycznego przestrzegania przepisów BHP, pracownicy - że ci, którzy pracują w systemie telepracy, staną się pracownikami drugiej kategorii.
"Nadal niestety w projekcie nie jest jasno określone, na jakich zasadach pracodawca może zrezygnować z tej formy zatrudnienia pracownika" - mówi Jolanta Jaworska, członek Europejskiej Rady Kobiet w IBM, reprezentant pracodawców w tworzeniu projektu ustawy. "Czy na przykład będzie musiał zapłacić pracownikowi odszkodowanie, jeśli ten nie zgodzi się na zmianę umowy?".

Ale Jaworska i inni eksperci są zgodni, że wypracowano dobry kompromis w tej sprawie. "Nie będzie można zwolnić telepracownika z tego powodu, że zrezygnuje z takiej formy pracy, będzie miał taki sam dostęp do szkoleń i awansu jak inni koledzy w jego zakładzie pracy" - mówi Witold Polkowski z Konfederacji Pracodawców Polskich. "A pracodawcy będą mogli korzystać z ulg podatkowych przy zakupie sprzętu niezbędnego telepracownikowi".

Gwarancją tego, że projekt nie utknie w parlamencie, jest obietnica złożona DZIENNIKOWI przez posłanki: Beatę Mazurek z PiS, Ewę Kopacz z PO i Izabelę Jarugę-Nowacką z SLD. "Nie odpuszczę, będę pilnować tego projektu do samego końca" - zarzeka się Beata Mazurek.














Reklama