Gwiazdy zapytane o najśmieszniejsze żarty reagują zaskoczeniem: "Żart? Zaraz, zaraz...". A już po chwili ze zdziwieniem w głosie dodają: "Nie pamiętam". Prima aprilis, jak się więc okazuje, obchodzą raczej dzieci. Dorośli miło uśmiechają się raczej słysząc nieprawdziwe i niewiarygodne wiadomości podawane tego dnia w radiu czy telewizji. Sami żartują, ale z umiarem. Wolą raczej miłe i pomysłowe niespodzianki, które nierzadko są też zabawne.

Reklama

Rafał Królikowski, aktor:

Pamiętam dokładnie niespodziankę, którą zrobiła mi żona.
Pewnego dnia odebrałem bardzo dziwną przesyłkę. Pod mój dom podjechał samochód z 66 butelkami wina. Byłem totalnie zaskoczony, ale zgodziłem się na odbiór dziwnej dostawy. Po powrocie z pracy, spytałem żonę, do kogo należy alkohol. Odpowiedź była krótka: to są butelki sąsiada, który nie ma miejsca na ich przechowanie. Dwa dni później wracałem z treningu. Wszedłem do mieszkania i... ze zdziwieniem stwierdziłem, że są w nim wszyscy moi przyjaciele i znajomi! Wszystkich gości w tajemnicy przede mną zaprosiła moja żona! Była zachwycona swoim pomysłem, wcześniej nigdy nie udało się jej aż tak mnie zaskoczyć. Jeszcze długo po tym zdarzeniu zastanawiałem się, jak mogłem uwierzyć w tak niewiarygodną bajkę o sąsiedzie, który trzyma u nas swoje butelki wina!

Adam Fidusiewicz:

Kiedyś, podczas rozmowy telefonicznej z koleżanką, poruszyliśmy temat sokowirówek. Znajoma żaliła się, że nie ma takiego urządzenia. Bez przerywania rozmowy, wrzuciłem własną sokowirówkę do plecaka i wsiadłem do samochodu. Koleżanka ciągle mówiła do słuchawki o zaletach wymarzonego sprzętu. Kiedy włączałem silnik samochodu, znajoma trochę się zaniepokoiła dziwnym dźwiękiem. Wyjaśniłem, że mam kaszel. Nadal podtrzymywałem rozmowę. Podjechałem pod jej dom. Zadzwoniłem do drzwi. Pora była późna, więc koleżanka przestraszyła się, iż ktoś ją niepokoi o tej porze. Nie chciała otworzyć. Przekonałem ją, żeby to zrobiła. Gdy w końcu zdecydowała się na przywitanie nieznajomego, przed drzwiami zobaczyła…mnie z sokowirówką w rękach!




Choć coraz zapominamy o tym zabawnym dniu i raczej, jak nasze gwiazdy, wolimy robić sobie miłe niespodzianki, to jednak warto cofnąć się trochę w czasie i dowiedzieć się jak to z Prima aprilisem było kiedyś...

Prima aprilis, czyli 1 kwietnia, to w wielu krajach świata święto żartów i kawałów. Nic więc dziwnego, że uchodzi on za najweselszy dzień w roku. Badacze obyczajów twierdzą jednak, że nie zawsze tak było. W dawnych czasach 1 kwietnia uważany był za najbardziej ponury dzień w roku. A wszystko to podobno dlatego, że w tym dniu urodził się Judasz, który wydał Chrystusa. Wierzono także, że 1 kwietnia duchy skrzywdzonych zmarłych opuszczają groby, by mścić się na swoich oprawcach lub przynajmniej trochę ich postraszyć.

Dniem dowcipnisiów 1 kwietnia stał się podobno dopiero w drugiej połowie XVI w. Wtedy właśnie władca Francji Karol IX postanowił zmienić kalendarz i przełożył Nowy Rok z 1 kwietnia na 1 stycznia. Nie wszyscy jego poddani uznali tę reformę i uparcie świętowali Nowy Rok po staremu, stając się obiektem niewybrednych żartów. Zapraszano ich np. na wystawne przyjęcia noworoczne, które się... nie odbywały. Pamiątką tego jest zwyczaj przypinania tego dnia ukradkiem wyciętych z papieru ryb do ubrań przechodniów. To nawiązanie do popularnego w tym kraju żartu polegającego na posyłaniu głuptasa po świeżą rybę do portu. Wtajemniczeni wiedzą, że jej zdobycie jest niemożliwe - po 20 marca obowiązuje bowiem zakaz połowu ryb. Szukanie świeżego dorsza w kwietniu oznacza więc we Francji kompletną głupotę.

Tradycja żartowania w prima aprilis bardzo szybko rozpowszechniła się w Polsce. Nasi prapradziadowie przez długi czas gustowali niestety w grubiańskich, delikatnie mówiąc, dowcipach. Potrafili np. poczęstować gości pierogami nadziewanymi trocinami, a także kawą z gliną i sadzą. Polscy dowcipnisie przesyłali sobie także pisemnie różne zmyślone wiadomości. Stąd właśnie wywodzi się stare powiedzenie: Prima aprilis – nie czytaj, bo się omylisz. Dziś za najskuteczniejszych kawalarzy uchodzą... dziennikarze. Na ich łgarstwa - zwykle bardzo prawdopodobne - dają się nabrać miliony ludzi. I w tym roku będzie zapewne nie inaczej…










Reklama