Prawie idealne. Ale na pewno lepsze niż praca w redakcji, w której cały dzień spędzam z kolegami z działu. Lubię ich, ale wolę Martę, moją roczną córkę. Od kiedy pracuję w domu, mam ją wciąż przy sobie. I dla mnie jest to spełnienie największych marzeń. Drugie tak wielkie marzenie to polecieć kiedyś w kosmos. Musiałam się tego nauczyć.

Reklama

W redakcji wszystkich, którzy mogą mi pomóc w pracy, czyli szefa, redaktorów, innych dziennikarzy, mam w zasięgu głosu. W domu, zanim zadam pytanie: "kto zna jakiegoś eksperta od psychologii psów?", muszę wybrać numer telefonu. Do kogo? Kto ostatnio pisał o psach? I czy może teraz rozmawiać? W redakcji wystarczyłoby głośno zapytać i spojrzeć, żeby to wszystko wiedzieć. Nie wiem, co oni o mnie myślą. Nie widzę ich min, kiedy czytają tekst, który im wysłałam. Nie widzę ich min na przywitanie i pożegnanie. Są życzliwe, czy z dystansem? I czy szef wie, ile ja pracuję?

Pamiętam poniedziałki, kiedy po weekendzie spędzonym z rodziną wracałam do pracy. W poniedziałek rano przygniatała mnie świadomość, że nadchodzi pięć dni, w których będę widywać dziecko tak krótko, że równie dobrze mogłabym je oddać do internatu dla niemowlaków. W każdy poniedziałek dręczyło mnie pytanie: kiedy coś z tym zrobisz?

Bo to, że coś trzeba z tym zrobić było pewne. Nie wiedziałam tylko, jak się zabrać do zmian. Teraz poniedziałek oznacza tyle, że nie idziemy razem na spacer i nie bawimy się w ciągu dnia. Od zabaw i spacerów jest pani Ania, opiekunka, która zajmuje się Martą. Ja zamykam się w pokoju, ale słyszę, co robią. Że słuchają piosenek o starym niedźwiedziu, zmieniają pieluchę, wychodzą na spacer. Jestem tu. Marta to wie. A jak się stęsknię, idę do pokoju, w którym się bawi. Ostatnio dwa dni spędziłam w pracy.

Reklama

Rozmawiałam z koleżanką z innego działu. Kiedy miałam chwilę nicnierobienia, rozmawiałam z koleżanką, która siedzi obok. O dzieciach - ona ma syna pół roku starszego od Marty. W domu nie muszę rozmawiać o Marcie, bo mogę z Martą. Jestem zachwycona telepracą. To sposób na godzenie pracy z wychowywaniem dziecka. Ale trzeba ją mądrze dawkować.

Kiedy cały swój czas spędza się tylko w domu, człowiek dziczeje. Po trzech tygodniach miałam pojechać na rozprawę sądową bohaterki naszych tekstów. Już dzień wcześniej czułam lęk przed podróżą. Zapominam o zwyczajach panujących w firmie. O tym, co wypada, a co nie. Moim zdaniem wszystko wypada, bo konfrontuję swoje pomysły tylko ze sobą. Dlatego dwa razy w tygodniu będę jeździć do redakcji, żeby wejść znowu w buty jednej z nich, żeby przypomnieć sobie, że jestem częścią zespołu. Przy okazji zobaczę, czy wszystko w porządku. A pozostałe dni w domu. W domu jest najlepiej.