Lekarze przebadali aż 9 tysięcy mężczyzn. Dzięki temu po raz pierwszy udało im się stworzyć profil przeciętnego Polaka, który ma problemy ze wzwodem. Jak się okazało, jedynie co trzeci pan zgłasza się ze swoim problemem do lekarza. Nawet odwiedzając specjalistę - urologa bądź seksuologa, tylko 40 proc. panów informuje o swoim problemie. Ale to nie jedyna ciekawostka.

"Przyzwyczailiśmy się myśleć o zaburzeniach wzwodu jako o przypadłości starszych panów" - mówi dr Andrzej Depko, seksuolog, wiceprezes PTMS. "Nic bardziej mylnego, bo wiek pacjentów obniża się i nadal będzie się obniżał z powodu fatalnej diety, braku ruchu, a także chorób cywilizacyjnych, takich jak nadciśnienie bądź cukrzyca" - tłumaczy. Statystyki potwierdzają jego słowa. Mimo że problem dotyczy głównie osób starszych (37 proc. to mężczyźni między 51. a 60. rokiem życia) - ponad trzynaście procent wszystkich przypadków zaburzeń wzwodu przytrafia się panom przed czterdziestką.

W odróżnieniu od wyników z innych krajów Europy młodzi Polacy często cierpią na problemy z erekcją na skutek działania anabolików stosowanych dla zwiększenia przyrostu masy mięśniowej. "Na szczęście" to właśnie młodzi pacjenci mają najmniej oporów z zasięgnięciem fachowej porady. Dotarcie do lekarza zajmuje im zwykle około roku. Starsi mężczyźni potrafią z tym zwlekać nawet 4 lata.

Najbardziej wstrząsające są jednak dane dotyczące kuracji leczniczych aplikowanych sobie przez chorych. Aż 27 proc. pacjentów stosuje na co dzień preparaty ziołowe dostępne bez recepty, a co piąty pacjent, któremu przepisano leki, kupuje je nie w aptece, ale na bazarze. "Szukanie rozwiązań problemu na czarnym rynku to hazard dla zdrowia, ale także dla naszego życia emocjonalnego" - podkreśla dr Depko.

Milion nieleczonych mężczyzn to także milion ich partnerek ponoszących przecież konsekwencje męskich wyborów. Jak dodaje ekspert, dzięki coraz doskonalszym lekom medycyna potrafi dziś pomóc 90 proc. pacjentów z zaburzeniami.







Reklama