A już zdecydowanie nie ułatwia życia matkom. Przepisowy urlop macierzyński skończył mi się w czerwcu, ale chciałam pozostać z moją córeczką jeszcze do końca wakacji i dopiero wtedy wrócić do swoich obowiązków. I wtedy okazało się, że jako osobie prowadzącej własną działalność gospodarczą nie przysługuje mi urlop wychowawczy.

A przecież nie pracując i nie zarabiając, nie jestem w stanie płacić ubezpieczenia ZUS. A najniższe wynosi w tej chwili ponad 700 zł. Ubezpieczenie jest dla mnie ważne, nie mogłam pozwolić sobie na rezygnację z opłacania składek, zwłaszcza, że po dwóch miesiącach niepłacenia obowiązywałby mnie sześciomiesięczny okres, podczas którego nie dostałabym zasiłku chorobowego, gdybym rozchorowała się ja albo moje dziecko

Reklama

Pomyślałam, że dobrym rozwiązaniem byłoby opłacanie składki chorobowej i tymczasowe zawieszenie innych składek. Niestety, to też okazało się niemożliwe. Byłam więc zmuszona opłacać składki ZUS, i to pomimo że w tym czasie nie miałam żadnych dochodów. Alternatywą był całkowity brak ubezpieczenia.

Przykry jest fakt, że tyle się mówi w Polsce o przedsiębiorczości, o własnej inicjatywie i o pomocy matkom, a realizacja tych pięknych postulatów nadal pozostawia wiele do życzenia. Problemu z pewnością nie rozwiąże becikowe.

Piszę o tym wszystkim, bo choć w końcu się pogodziłam z całą sytuacją, to czułam się bezsilna i w jakiś sposób gorsza od innych matek, które pracując na etacie, mogą pozostać ze swoimi dziećmi w domu dłużej. I choć też nie zarabiają w tym czasie, to przynajmniej nie muszą dodatkowo płacić, mają ubezpieczenie oraz zagwarantowaną tzw. ciągłość zatrudnienia.

To chyba nie jest sprawiedliwe, prawda?