Wojsko wzywa do poboru studentki i absolwentki psychologii, ponieważ ma problemy ze znalezieniem kandydatów na stanowisko psychoprofilaktyka, zwłaszcza w Iraku i Afganistanie. Na misje nikt nie chce jeździć. W sukurs armii przyszedł więc rząd. W specjalnym rozporządzeniu Rada Ministrów rozszerzyła pobór o psycholożki. Dotychczas podlegały mu tylko lekarki, lekarki weterynarii i pielęgniarki.

To dlatego kobiety, które kończą studia psychologiczne, muszą się teraz stawić do WKU. Dziewczyny są przerażone. Niektóre na prywatne studia wydały dużo pieniędzy i planowały robienie kariery w cywilu. Twierdzą, że przymusowe zaciąganie do koszar narusza ich prawa. "O planowanych wcieleniach należało nas poinformować przed rozpoczciem studiów, a nie teraz, kiedy je kończymy. Gdybym wiedziała, że może mnie to spotkać, wybrałabym inny kierunek, na przykład socjologię" - mówi 24-letnia Katarzyna Tyrluk, studentka V roku w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, która kilka dni temu dostała wezwanie na wojskową komisję.

Na prywatne studia wydała już ponad 30 tys. zł. Pani Katarzyna zamierza walczyć o to, by nie musiała odbywać służby wojskowej. "Kontaktowałam się już z prawnikiem w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Mam napisać pismo" - dodaje.

Zdaniem Marka Antoniego Nowickiego, prezesa Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, nawet jeśli dziewczyny pójdą na otwartą wojnę z Ministerstwem Obrony Narodowej, mają niewielką szansę, by ją wygrać. "W zakresie obrony państwo ma dużą swobodę regulacji prawnych. Jeśli są przesłanki, by rozszerzyć pobór na różne specjalności, może to zrobić" - przyznaje Nowicki.

Czy MON rzeczywiście chce dziewczyny umieszczać w koszarach? "Moja córka rozmawiała z koleżankami, które już stawiły się do WKU. Twierdzą, że bardziej chodzi o rejestrację psychologów niż o natychmiastowe wcielenie. Mówiła, że oficerowie na razie agitują, namawiają, aby podjęły służbę zawodową" - mówi Tomasz Harasimowicz, ojciec jednej ze studentek.

MON uspokaja: psycholożki, które dostały wezwania na komisję, na razie nie będą musiały zakładać kamaszy. "Zasady poboru kobiet są takie same jak w przypadku mężczyzn, ale kobiety, które dostaną wezwanie, nie odbywają zasadniczej służby wojskowej, czyli nie otrzymują przydziału do jednostek. Po stawieniu się na komisji zostają automatycznie przeniesione do rezerwy" - informuje Artur Wróbel z Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON. Po co więc cały ten cyrk z wzywaniem psycholożek? Odpowiedź jest prosta: chodzi o agitację. Czy taka akcja odniesie skutek?

"Stosowanie przymusu administracyjnego nie spotka się z pozytywnym odzewem, raczej zrodzi postawę obronną wśród potencjalnych kandydatów" - mówi Konrad Maj, psycholog społeczny z SWPS, autor publikacji "Zachowanie uprzejme jako czynnik warunkujący skuteczność techniki wpływu społecznego".

"Przymus zawsze będzie się kojarzył z bardzo nieatrakcyjną pracą. Większy skutek niż stawianie ludzi pod ściną przyniosłaby akcja promocyjna, polegająca na wysyłaniu listów i materiałów promocyjnych. W nich wojsko mogłoby pokazać, jak armia zmieniła się w ostatnich latach, i napisać, dlaczego potrzebuje psychologów i jakie oferuje im warunki pracy. Silny nacisk może spowodować, że psycholog nie będzie dobrze wykonywał swojej pracy" - tłumaczy.













Reklama