Halina, Donata i Katrzarzyna. Trzy kobiety, trzy historie, trzy rozczarowania. Każda z nich z innej perspektywy patrzy na tę wielką "miłość", na to wielkie widowisko, które rozgrywa się na oczach całej Polski. Nie śmieją się, nie poniżają, nie oceniają. Dla nich ten romans to kawałek ich własnej historii i prywatności. To coś, o czym chciałyby zapomnieć, ale nie mogą... Mają dość słuchania, czytania i komentowania... Dlaczego? Nam to powiedziały.

Reklama

HALINA, 52 lata: Jestem pozostawioną żoną

Sześć lat temu mąż zostawił mnie dla dziewczyny, która była jego studentką. Drobna blondynka, podobna do naszej córki, podobno o oszałamiającym ciele (wiem, bo znalazłam jego pamiętnik, ten idiota zapisywał to, co ona mu robiła na przykład w samochodzie, gdy odwoził ją do akademika).

Nasze małżeństwo nie było może związkiem gorącym, ale na pewno dobrze się rozumieliśmy, mieliśmy wspólne hobby, pracę, znajomych udane dziecko… Żar w łóżku wygasł, no ale komu nie wygasa po tylu latach. Może się myliłam myśląc, że tak w przyjaźni się zestarzejemy. W każdym razie, gdy dowiedziałam się o romansie męża z tą gówniarą (śmieszne, doniósł mi o tym nasz wspólny znajomy), mój małżonek upadł na kolana i zaczął teatralnie szlochać. Błagał, bym mu oddała wolność, że on mnie szanuje, ale ją kocha, że chce być znów szczęśliwy… I wtedy dotarło do mnie z całą siłą, że on mnie oszukiwał, dając iluzoryczne poczucie szczęścia i stabilizacji. Ja naprawdę myślałam, że wszystko jest okej, a nagle, za sprawą jakiejś siksy okazało się, że jest dokładnie odwrotnie, że Karol był ze mną głęboko nieszczęśliwy. Zgodziłam się na rozwód, upokorzona stałam pod salą w sądzie i patrzyłam, jak odchodzi z nią – rozanielony, zachwycony, jakby dostał od życia skarb, drugą młodość. Nie dałam sobie rady z samotnością, zaczęłam chodzić na terapię. Ale najgorsze było właśnie to poczucie, że przez tyle lat nie był wobec mnie szczery, a ja nawet w najgłębszych myślach nie przypuszczałam, że on odejdzie. Nie mam nawet żalu do tamtej dziewczyny – bogaty, nobliwy profesor to na pewno szansa dla tej dzierlatki. Psychoterapeuta powiedział mi, że powinnam się sfokusować – trudne słowo – na sobie, na swoich potrzebach. Ale jak? Przede wszystkim chcę wymazać to wszystko z głowy, ale nie mogę. Znowu czuję się jak stara, oszukana kobieta drugiej kategorii. Pewnie mam sojuszniczkę w postaci żony Marcinkiewicza. Ona wie, co ja czułam i przez ten cały hałas w mediach nadal czuje. Dlatego nie mogę już słuchać o Marcinkiewiczu, o jego romansie, o tych zaręczynach, pierścionkach, wierszach i blogach… Jest mi po prostu słabo, bo przypomina mi się coś, o czym od lat, po wyczerpującym wysiłku psychicznym, pragnę zapomnieć. Ale widać się nie da...

Reklama

DONATA, 26 lat: Jestem córką, ojciec od nas odszedł

Kiedy zaczęła się historia romansu Marcinkiewicza z młodą dziewczyną, zastrzygłam czujnie uszami. „Jak to? Przecież on ma czworo dzieci. Co z nimi?” – pomyślałam swoim zwyczajem. Oczywiście, to nie są kilkulatki, które bez opieki ojca nie trafią do nocnika. Ale żyją, funkcjonują i na pewno czują to samo, co ja kilkanaście lat temu.Mój ojciec, kochający, czuły, niezastąpiony odszedł do innej kobiety. Była jego sekretarką, młodszą i na pewno o niebo seksowniejszą od spracowanej, wykończonej dwoma porodami mamy. Spakował walizki, wyjaśnił mamie, że się zakochał i bez tamtej kobiety nie widzi sensu życia, obiecał, że będzie płacił alimenty i wyszedł. Pamiętam, jak mama w podomce oparła się o framugę drzwi kuchennych. Była blada jak ściana. Miałam wtedy 5 lat, ale czułam, że mam ochotę udusić ojca i tę jego lafiryndę gołymi rękami. Na początku więc był gniew. Potem strach: „A może tata odszedł, bo byłam niegrzeczna?”. Potem straszny żal, gdy patrzyłam na bezradnie szamoczącą się matkę z wypłakanymi po nocach oczami. Nie miała nawet siły wyjaśnić mi i siostrze, co się stało, zresztą bez tego się domyślałyśmy. Wymienił sobie mamę na nowy model, nie chciał już jej, nie chciał NAS – to duszące słowa, które oblepiają człowieka na całe życie.
Minęły lata. Mama nie znalazła sobie żadnego innego mężczyzny, a ja i siostra założyłyśmy własne rodziny, powodzi się nam doskonale i mamy nawet niezły kontakt z tatą i jego żoną. Jakoś się poukładało. Jakoś, bo normalne to raczej nie jest. Więc gdy czytam o pozostawionych przez frywolnego Kazia dzieciach, potrafię wczuć się w ich sytuację. Upokorzenie – to najwłaściwsze słowo. Na pewno są upokorzone rozwodem, a przede wszystkim tym, co towarzyszy nowemu związkowi ich ojca, tym całym medialnym spektaklem dla mas. Ja strasznie przeżyłam fakt, że ojciec wybrał inną kobietę i z nią założył rodzinę, ale gdyby ta sprawa rozgrywała się na oczach milionowej publiczności, to w efekcie na sto procent wylądowałabym w psychiatryku! Życzę dzieciom ekspremiera spokoju, żeby już nikt nigdy nie napisał słowa o tym koszmarze, który teraz przeżywają. To oczywiście niemożliwe, może gdyby Marcinkiewicz przestał podsycać zainteresowanie ludzi swoim rozwodem… ale zdaje się na tym mu najmniej zależy. Mam szczerze dość tego tematu, bo za każdym razem, gdy otwieram gazetę, mam wrażenie, że on się upaja tym, co zrobił. Te pierdoły na blogu, zdjęcia, filmy z Izabel. Panie Kazimierzu, dzieci takie jak ja i pańskie muszą mieć chociaż moment wytchnienia.

>>> Szokująca opinia psychologa: Marcinkiewicz nie powinien mieć dzieci z Izą!

Reklama

KATARZYNA, 29 lat: Jestem kochanką, czyli tą złą...

Kazimierz i Izabela patrzą na mnie zakochani z każdego kiosku i każdego migającego boksu w internecie. A ja mam już serdecznie dość... Mam dość tego, że narzucają mi się zewsząd. Dlaczego tak mnie to drażni? Bo porusza moje wspomnienia. Bo ja, tak jak Isabel, też zapragnęłam szczęścia u boku starszego, statecznego mężczyzny. Nietrudno zgadnąć, że żonatego i dzieciatego. Tak jak ona byłam zakochana, tak jak ona sądziłam, że złośliwy świat rzuca nam kłody pod nogi, bo zazdrości nam szczęścia. Bo mój ukochany był dobrze sytuowany, zarzucano mi więc, że się "ustawiłam", choć byłam całkiem niezależna finansowo. Bo nikt nie wierzył, że ja naprawdę jestem zakochana.
Byłam młódką u boku podtatusiałego faceta, dlatego powinnam bronić w tym wszystkim Izabeli. Ale ja patrzę na nią i widzę w jej zachowaniu cień tego, jak ja się zachowywałam. Tylko cień, mam nadzieję. Jej zachowanie uzmysławia mi, jak łatwo przekroczyć granicę dobrego smaku i taktu. Wertuję wspomnienia i gorączkowo zapewniam się, że ja przeszłam przez to z klasą. O jednym trzeba pamiętać, gdy decydujemy się na taki związek: nie ma społecznego przyzwolenia na rozbijanie rodzin . Nie ma co udawać, że opuszczanie żony dla młodszej to normalna sprawa, bo tak nie jest. A jakie są pobudki partnerów w takiej relacji, to już sprawa indywidualna. Tylko mając to na uwadze, można godnie przejść przez to wszytsko.
Uwierzcie, że to naprawdę żadna przyjemność być w oku cyklonu. Tragikomedia, którą odstawiają były premier i jego wybranka, odziera z dramatyzmu wybór, którego muszą dokonać ludzie w takich okolicznościach. Marcinkiewicz pozwala wystawiać się na pośmiewisko tymi prośbami o spokój, o to, by uszanować jego prywatność, blogowymi zapewnieniami o prawdziwej miłości...

>>> "Młoda żona to trofeum polityka"

Ta para wystawia na pośmiewisko nas wszystkich, którzy wplątaliśmy się w takie związki. Pewnie mogłabym po prostu nie czytać i nie słuchać o Marcinkiewiczu i Izabeli, ale nie umiem, tak jak większość z nas. Być może to jakiś masochistyczny przymus. Oceniam swoje zachowanie bardzo krytycznie, jest mi wstyd. Ale nie dlatego, że się zakochałam w nieodpowiednim człowieku, ale dlatego, że nie umiałam ocenić sytuacji. Że byłam głupia licząc, że w moim przypadku - tym jednym na tysiąc – związek rozwinie się inaczej. Choć przede mną przez to samo przeszły tysiące młodych kobiet. Romans byłego premiera wzbudza u mnie bardzo smutne wspomnienia... siebie sprzed kilku lat. Dziś zachowałabym się inaczej.

>>> A może Marcinkiewicz miał powód? Przeczytaj krótką historię pewnego rozwodu...z perspektywy mężczyzny

Czy zgadzasz się z naszymi bohaterkami, że szum wokół romansu i rozwodu byłego premiera rzeczywiście może rozdrapywać stare rany? A może wręcz przeciwnie -usprawiedliwia niektórych i utwierdza w przekonaniu, że rozwód i związek z nową kobietą to coś normalnego. Podziel się swoją opinią na naszym FORUM.
ZAPRASZAMY DO DYSKUSJI.