Weronika Pazura wydaje się być twardą bizneswoman. Ale pod tą maską kryje się wrażliwa kobieta. Wrażliwa tak bardzo, że cierpi, gdy słyszy niesprawiedliwą krytykę. Od kiedy zaczęła występować jako jurorka w programie "You can dance" w TVN, zrobiło się o niej głośno. Wszyscy zaczęli przypominać jej historię - jako 20-latka przyjechała z Kijowa do Trójmiasta. Nie znała języka. Tańczyła w nocnym klubie, by się utrzymać. W 1992 roku wyszła za mąż za Bartka. To małżeństwo się rozpadło. Na szczęście długo nie była sama - wkrótce potem poznała Cezarego Pazurę. To była wielka miłość, ale niedawno sielanka się skończyła. Wiosną tego roku ogłosili separację. Weronika rzuciła się w wir pracy i wzięła m.in. udział w "You can dance ". Na pytanie, czy była to dobra decyzja, odpowiada: "Nie wiem, poczekajmy do końca programu".
Zamieszanie wokół jurorów ją zaskoczyło. - "Jury jest przez wielu odbierane źle, traktuje się nas jak ekipę, która potrafi tylko krytykować, jak katów wynajętych do ścięcia kogoś. A przecież tak nie jest" - mówi. - "Czasem jest to dla mnie bolesne" - dodaje.

Za dużo emocji
Na początku programu, jeszcze w trakcie castingów, stwierdziła, że jako jurorka chce być sobą. Potem jednak wiele musiała zmienić. "Tak naprawdę wszyscy szukaliśmy swoich ról" - opowiada.
- "W takich programach wiele zależy od poziomu uczestników. Pochwała, krytyka wyglądają inaczej, gdy wybierasz z dziesiątki, a inaczej, gdy trzeba wybierać spośród kilku tysięcy. Szybko okazało się, że ponieważ jest tylu chętnych, musimy być bardzo krytyczni. Tylko wtedy jest szansa, że do finału trafią najlepsi" - dodaje. Przyznaje jednak, że zdarzyło jej się popłakać. - "Emocje się udzielają" - wspomina.

Ja też jestem Polką
Nie umie kłamać. Gdy coś jest nie tak, mówi wprost. Wie, że czasem zbyt mocno, ale z reguły potem jej szczerość jest doceniona. Nie ukrywa jednak, że gdy na portalach internetowych po jednej z jej wypowiedzi skrytykowano ją, poczuła się zraniona. Do jednego z uczestników powiedziała wtedy "wyszła z ciebie cała ta polska żółć". W internecie zawrzało od okrutnych komentarzy, bo uznano, że jako Ukrainka nie ma prawa tak mówić.
"Ludzie odebrali to bardzo osobiście, ale przecież ja od dawna też czuję się Polką. Mam polskie obywatelstwo i jestem Polką ukraińskiego pochodzenia, a nie odwrotnie. Jestem tu wśród swoich, tu pracuję, studiuję, płacę podatki. Więc wszystkie przywary i zalety polskie traktuję jak swoje. Używam też takich samych sloganów jak wszyscy, którzy tu żyją" - mówi. Przyznaje jednak, że po tym zdarzeniu będzie bardziej uważać na to, co mówi.
Swe korzenie ukraińskie chce wykorzystać, ale po to, by łączyć, a nie dzielić. Właśnie przygotowuje wielki międzynarodowy koncert. Już w kwietniu w Warszawie zagrają największe rockowe zespoły z Niemiec, Polski i Ukrainy. "Będzie fajnie, gdy razem bawić się będą sąsiedzi i ludzie, których łączy nie tylko granica, ale i historia" - zapowiada z uśmiechem.









Reklama