Siedlisko XIX-wiecznej paryskiej dekadencji nadal tętni życiem, ale jego rytm wyznaczają teraz raczej tłumy turystów. Każdy, kto odwiedza stolicę Francji, chce na własne oczy zobaczyć, jak wygląda wieś w środku miasta. Możecie - oczywiście objęci w pół - spędzić długie godziny na zwiedzaniu wszystkich zakamarków dzielnicy.

Reklama

DLACZEGO JEST TAKI WYJĄTKOWY?

Na początek trochę historii. To tu w 1133 roku Ludwik VI założył opactwo benedyktynów i ufundował kościół St. Pierre, który zachował się do dziś i jest najstarszą świątynią w mieście. Ale to nie on jest miejscem pielgrzymek milionów zwiedzających dzielnicę. Wszyscy chcą przede wszystkim zobaczyć imponującą bazylikę Sacre-Coeur, czyli Świętego Serca. Ta monumentalna, śnieżnobiała budowla góruje nad Paryżem i naprawdę warto zadać sobie trochę trudu, by wspiąć się na wzgórze po kilkuset schodach. Widok na miasto jest naprawdę niezapomniany. Zmęczony wędrownik może wynagrodzić sobie trudy wspinaczki w jednej z tysiąca kafejek, gdzie warto zamówić sobie kawę i francuskiego naleśnika. Jest zazwyczaj przygotowywany na dużej, okrągłej, rozgrzanej płycie. Nigdzie nie smakuje lepiej, zwłaszcza posmarowany gorącą czekoladą i ozdobiony owocami!

czytaj dalej...



Reklama

Po takiej przekąsce szybko odzyskuje się siły, by pobuszować po krętych, malowniczych uliczkach dzielnicy. Pobrzmiewają tu echa kankana, nietrudno sobie wyobrazić, jak w XIX wieku w okolicznych spelunkach noce spędzali malarze Tolouse-Lautrec czy Renoir w towarzystwie pań lekkich obyczajów... Dzielnica przyciągała wówczas artystów, niepokornych twórców, którzy w oparach cygar, w ciasnych pracowniach tworzyli swoje najlepsze dzieła. Tu czuli się wyjątkowo dobrze, bo dzielnica od zawsze miała inny, bardziej swojski od reszty Paryża, charakter. Bo to właśnie na Montmartrze po dziś dzień można znaleźć dwa z 30 działających na tym terenie młynów, śliczne, malutkie ogródki i pozostałości winnic.

Dzielnica słynęła niegdyś w wyrobu włąsnego wina, którego można było się napić w jednej z wielu przytulnych restauracyjek. I mimo, że obecnie więcej tu sklepów z tandetnymi pamiątkami i zapuszczonych sex shopów, warto powłóczyć się po okolicy, koniecznie od czasu do czasu zadzierając głowę w górę. Może w jednym z okien zauważycie słynną Amelię Poulain z kultowego już filmu Jean-Pierre'a Jeuneta, która według pomysłu scenarzystów mieszkała tu i pracowała w knajpce na Montmartrze ... A wszyscy ci, którzy szukają dreszczyka erotycznej przygody przy owianym złą sławą Placu Pigalle będą srodze zawiedzeni. Oprócz wspomnianych sex shopów, których drzwi wejsciowe są oklejone zdjęciami pamiętającymi lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku, nie ma tam nic godnego uwagi. Nawet kasztany, które oferują ciemnoskórzy sprzedawcy uliczni nie zachecają do spróbowania.