Krystyna Kofta, pisarka
Najważniejsza jest wolność

Podoba ci się ta blondynka? - pytam mojego męża. - Tak, jest super - odpowiada. I ja się wtedy cieszę, że ma taki fajny gust.

Dla mnie w życiu najważniejsza jest wolność. I dotyczy ona wszystkich dziedzin życia. Nie znoszę zniewolenia, przykazów, norm, które mówią, co mogę robić, a czego nie. I tak jak nigdy nie chciałam zniewolenia w pracy - dlatego nie miałam etatu - tak nie chcę zniewolenia w związku. Bardzo kocham mojego męża, jest moim przyjacielem, jesteśmy razem szczęśliwi, doskonale się rozumiemy. Ale nie mogę powiedzieć, że nigdy nie przeżywałam fizycznej fascynacji kimś innym. Zresztą nie widzę w tym nic złego, zdrada fizyczna nie jest zdradą. Ciało to tylko ciało, rządzi się swoimi prawami. Chociaż pamiętam, że kiedyś zrobiłam mężowi straszną awanturę, bo zobaczyłam, jak trzyma za rękę moją przyjaciółkę i podziwia jej manicure. Potem jednak pomyślałam: O co mi chodzi? Sama nie jestem święta, więc nie mogę wymagać tego od partnera.

Zawsze podobaliśmy się płci przeciwnej. On przystojny profesor, wokół którego kręciły się atrakcyjne studentki, ja też miałam swoich adoratorów. Mimo tego zazdrość nigdy nie była powodem naszych kłótni. Nigdy nie zdradziłam męża duchowo, i to jest dla mnie najważniejsze. Drobne namiętności, zapomnienia mogą się zdarzyć. Zresztą rozmawialiśmy o tym otwarcie. Kiedyś, pamiętam, przyjechał z jakiejś konferencji i z wrodzoną sobie szczerością przyznał, że wrócił wcześniej, bo coś tam się działo. Ponieważ nie należy do tzw. opowiadaczy, nie zwierzał mi się ze szczegółów. Powiedział jakoś tak: "No wiesz, ale najgorsze, że nie wiadomo, co potem zrobić z ciałem". Zaczęliśmy się śmiać. Czy mnie nie zabolało? Przez chwilę może tak, ale ja nie trzymam się kurczowo ciała. A czy jest w porządku, jak obgadujemy swojego partnera? To jest dla mnie prawdziwa zdrada.

Żyjemy w kraju hipokrytów. Hasło "zdrada" sprawia, że ludzie się denerwują. Przysięgają, że są wierni i ich ten problem nie dotyczy. Kiedyś widziałam w telewizji taki program. Siedziało pięć par, partnerzy trzymali się za rączkę i mówili, że nigdy się nie zdradzili. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. W takim razie po co ten program? I jak to się dzieje, że chyba co piąte dziecko jest nie tego ojca, co myśli? Nie wierzę, że ludzie nie borykają się z problemem zdrady. Tyle że na przykład w programach brytyjskich, które oglądam, mówią o tym otwarcie, zastanawiają się, co zrobić, jak sobie poradzić. U nas wszystko się dzieje w tajemnicy. Dobrze wiemy, że zdradzają nasze koleżanki, koledzy, tylko nikt nie mówi o tym głośno. Doktrynalne podejście do małżeństwa mnie przeraża. Ja myślę, że trzeba przezwyciężać kryzysy. A właśnie jednym ze sposobów przezwyciężania kryzysu małżeńskiego jest zdrada. Naprawdę niejeden romans uratował małżeństwo. Dobrze znam takie przypadki. Zresztą poruszam ten problem w mojej nowej książce "Monografia grzechu".

Ja żyję w zgodzie ze sobą, niczego nie przysięgałam przed ołtarzem, bo mamy z mężem ślub cywilny. Moje poczucie wolności daje mi dystans. I zapewniam, że takie poczucie przynosi ogromną ulgę.



Ilona Felicjańska, modelka
Zdrada oznacza dla mnie koniec!

Ludzie się zdradzają, co nie znaczy, że jest to normalne, a tym bardziej dobre. Zdrada wynika z niedopasowania, niedojrzałości, albo z nieumiejętności dogadania się. Dla mnie nie ma żadnego podziału na zdradę fizyczną i duchową. Jedna i druga jest straszna. I niedopuszczalna. Dla mnie związek opiera się na absolutnym zaufaniu i oddaniu. Nie wyobrażam sobie, żeby mój mąż intymnie dotykał inną kobietę.

Jeśli z kimś jestem, pragnę tej osobie zaufać. Chcę, by była tylko dla mnie, chcę ją mieć na wyłączność. Być może moja potrzebna silnej więzi z partnerem bierze się stąd, że pierwszy mężczyzna mojego życia, ojciec, nie poświęcał mi zbyt dużo uwagi. Teraz szukam pełnej bliskości. Nie chcę mieć ograniczonego zaufania do męża. On jest najbliższą mi osobą. Zdrada zakłóciłaby nasz związek i prawdopodobnie byłaby jego końcem. Jak mogłabym być z nim blisko?

Zdradą jest zarówno pocałunek z kimś innym, jak i fakt, że ukochany zwierza się komuś ze swoich problemów. Z mężem jesteśmy dla siebie partnerami, ufamy sobie i chcemy, żeby nasz związek był najlepszy. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim, a moim zdaniem do zdrady doprowadza właśnie brak rozmów. Staram się robić wszystko, żeby być dla partnera atrakcyjną - zmieniam kolor włosów, pilnuję figury. Chodzę do kosmetyczki nie tylko dlatego, że wymaga tego moja praca. Po prostu chcę się podobać. O wierności rozmawialiśmy na samym początku małżeństwa - obydwoje mamy do tego takie samo podejście. I pewnie dlatego nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że coś takiego mogłoby nam się zdarzyć. Gdybym przyznała sama przed sobą, że zdrada jest możliwa, to już wykonałabym pierwszy krok. Nie musiałabym dbać o związek. Bo skoro podchodzę do tego w taki sposób, że on może i ja mogę, to po co nam właściwie ta miłość?