Ludzie mają to do siebie, że patrzą z optymizmem w przyszłość. I to nawet wtedy, kiedy nic nie przemawia za ziszczeniem się pozytywnych scenariuszy. Na przykład zazwyczaj przewidują, że będą żyć dłużej niż przeciętnie oraz że będą zdrowsi od swoich sąsiadów i znajomych. Przeceniają też swoje szanse na odniesienie sukcesu zawodowego.

Z kolei takie wydarzenia jak rozwód uważają za mało prawdopodobne. Co więcej, aż ok. 80 proc. kierowców jest przekonanych o swoich ponadprzeciętnych umiejętnościach prowadzenia pojazdu i sądzi też, że ryzyko spowodowania przez nich wypadku jest mniejsze, niż wskazują statystyki.

"Zbyt wysoki poziom optymizmu jest szkodliwy. Powoduje, że błędnie oceniamy ryzyko poniesienia porażki i nie potrafimy racjonalnie planować swojej przyszłości. Podobnie jest zresztą ze skrajnymi pesymistami, mającymi skłonność do depresji" - mówi prof. Elizabeth Phelps, psycholog z New York University, autorka najnowszych badań. W utrzymaniu równowagi psychicznej pomaga za to umiarkowany optymizm. Motywuje on nas do działania tu i teraz z myślą o spełnieniu się zamierzonych celów w przyszłości.

Już wiele lat temu psycholog Shelley Taylor z University of California w Los Angeles zaproponowała pojęcie "pozytywnych iluzji". Tą nazwą określa się optymizm, który ma być kluczowy dla zachowania zdrowia psychicznego, ponieważ m.in. pozwala radzić sobie ze stresem. Z kolei niedawne badania naukowców z Holandii wykazały, że osoby utożsamiające się ze stwierdzeniem: "Często mam wrażenie, że życie jest pełne obietnic", żyją przeciętnie dłużej niż pesymiści.

Prof. Phelps wraz z zespołem postanowiła zbadać, co takiego dzieje się w naszym mózgu, że jesteśmy skłonni do patrzenia z nadzieją w przyszłość. W tym celu badacze przeprowadzili eksperyment, analizując pracę mózgu ochotników za pomocą metody funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI).

Uczestnikom doświadczenia prezentowano kolejno 80 krótkich opisów różnych zdarzeń życiowych, typu: wygranie nagrody, zerwanie z sympatią itp. Przy każdym pojawiała się informacja, czy ma to dotyczyć przeszłości, czy przyszłości. Badani mieli za zadanie albo przywołać w myślach takie wydarzenie, albo wyobrazić je sobie i następnie ocenić, czy jest to dla nich wypadek negatywny, pozytywny czy neutralny.





Potem uczestnikom przypomniano opisy sytuacji i poproszono ich o ocenę, jak dobrze pamiętali dane wydarzenie, jaki dystans czasowy dzielił je od chwili obecnej, jak mocno uczestnik był w nie zaangażowany emocjonalnie. Na koniec przeprowadzono test mierzący stopień pesymizmu i optymizmu uczestników, który wykazał, że wszyscy są raczej optymistami.

Wyniki eksperymentu były zaskakujące. Okazało się, że przyszłe przyjemne zdarzenia są oceniane bardziej pozytywnie niż takie same sytuacje z przeszłości. Badani wyobrażali sobie także, że w najbliższej przyszłości prędzej spotka ich coś miłego niż niemiłego. Myśl o przykrym wypadku miała zazwyczaj słabe powiązanie z podobnym zdarzeniem już raz przeżytym i postrzegana była z perspektywy obserwatora, a nie osoby zaangażowanej.

Kiedy badacze przyjrzeli się zarejestrowanym obrazom mózgu okazało się, że wyobrażanie sobie przyszłych pozytywnych zdarzeń powodowało silną aktywację jego konkretnego obszaru. Była to przednia część przedniej kory zakrętu obręczy (rACC) i ciała migdałowatego, czyli rejony mózgu odpowiadające za odczuwanie emocji i kształtowanie się wspomnień. Pobudzenie rACC regulowało też aktywność innych obszarów mózgu zaangażowanych w przetwarzanie emocji i odzyskiwanie informacji autobiograficznych. "Te reakcje mózgu mogą tłumaczyć, dlaczego częściej myślimy optymistycznie i łatwiej nam wyobrażać sobie pozytywne zdarzenia" - mówi prof. Phelps. Badania amerykańskich uczonych pomagają też zrozumieć mechanizmy powstawania depresji. Uważa się, że zapadanie na nią związane jest z uszkodzeniem właśnie przedniej kory zakrętu obręczy i ciała migdałowatego.



O niezwykłym odkryciu uczonych z New York University donosi najnowszy numer "Nature".