Łańcuszek o roboczym tytule "Lubię na" rozprzestrzenia się na Facebooku w tempie błyskawicy. Zaglądając na swój profil w portalu, można być niemal pewnym, że w powiadomieniach o zmianie statusów znajomych znajdzie się kolejna informacja o tym, "gdzie lubi" nasza koleżanka... "Na stole w jadalni", "na szafce", "w przedpokoju" - to najczęstsze deklaracje pań. Czego tak naprawdę dotyczą? Wcale nie tego, gdzie kobiety lubią uprawiać seks (jak mogłoby się to wydawać). To informacja o tym, w jakim miejscu panie stawiają torebkę po przyjściu do domu... Wpisanie tego do statusu to manifest, którego celem jest zwiększenie świadomości na temat walki z rakiem piersi. Facebookowiczki otrzymują tekst łańcuszka od koleżanek i jeśli "pociągną go dalej", dają wyraz temu, że pamiętają o badaniach piersi, że ten temat nie jest dla nich tabu, że im październik również kojarzy się jako miesiąc walki rakiem z piersi.

Reklama

Nie da się ukryć, akcja staje się zauważalna i wydaje się całkiem pomysłowa. Panie chętnie się w nią włączają. Niektóre już nie po raz pierwszy, bo rok temu podobny "październikowy łańcuszek" zachęcał kobiety do wyznania, jaki jest ich ulubiony kolor stanika. Niestety, są o tacy, którym idea się nie podoba. W Sieci krąży już tekst, którzy przeciwnicy akcji udostępniają na swoich profilach. Przesłanie, które z niego płynie, nie jest szczególnie literacko ubrane w słowa - brzmi mniej więcej tak: "zamiast włączać się w durny łańcuszek, po prostu zbadaj sobie cycki".

Dlaczego komuś przeszkadza to, że na profilu jego znajomych pojawia się taki czy inny status? Zwykle staramy się przecież być tolerancyjni dla najróżniejszych facebookowych wyznań i nie atakujemy znajomych z powodu tego, co publikują. Czy ta akcja zasługuje na niechlubne miano spamowania? Naszym zdaniem nie, a co Wy o tym sądzicie?