Do obiadu nic nie jadłam. Zamknięta w czterech ścianach przedziału, marzyłam o krwistym steku i frytkach nasączonych keczapem. Koszmar skończył się po południu, gdy z rodzicami udałam się do kościoła ze święconka. I wiecie co? Znajomi mnie nie poznali (szczerze mówiąc ledwo poznała mnie moja mama :-))))))))

Reklama

Ale nie tylko. Kumpel z podstawówki przyglądał mi się całą mszę, a później, na ulicy, zapytał niepewnie: "Ewka, to Ty?". "Tak, to ja!" - wykrzyknęłam nie mogąc opanować ataku śmiechu. "Aleś Ty chuda się zrobiła. Nie do wiary! Niezła z Ciebie kobitka" - zawołał. Gwarno i radośnie zrobiło się na całej ulicy przed kościołem. Znajomi podchodzili, składali życzenia, żartowali, podziwiali mnie. Czułam się jak kurczaczek wielkanocny:-)))))))

Potem pędem rzuciłam się na dietetyczną kolację. Nie mogłam oprzeć się zapachowi białej, świątecznej kiełbaski. Za to nie tknęłam pieczywa (brrr... i tak nie znoszę tego czarnego paskudztwa:-))) Na deser maciupeńki kawałek mazurka i tyle. Nie mogłam przecież nie spróbować tego wielkanocnego specjału mojej mamy.

Następnie włożyłam dyżurny dresik i zrobiłam rundkę (truchcikiem) po parku. Nim zdążyłam się naprawdę zmęczyć, natknęłam się na grupę znajomych. I tak, plotkując i żartując sympatycznie spędziłam wieczór. Brakowało mi takich spotkań z przyjaciółmi.... Warszawka to co innego. Wszyscy gdzieś pędzą, pracują 24 na dobę, żyją własnym życiem.... Ech...

Święta to czas, który chcę w pełni wykorzystać dla rodziny i przyjaciół. I dlatego podejmuję męską decyzję: wyłączam komputer.

Spotkamy się po świętach. Obiecuję pilnować diety:-))) i dobrze się prowadzić:)))

Reklama

Wszystkich Internautką życzę RODZINNYCH, ZDROWYCH ŚWIĄT I MOKREGO ŚMIGUSA DYNGUSA!