Już od początku szło nie tak. Zajęłam sobie najlepszą pozycję, tuż przy lustrze. Leżała tam mata z ręcznikiem i nikt na niej nie siedział, więc pomyślałam, że czeka na mnie. A tu przychodzi jakaś blondyna i mówi, że to jej miejscówka. No nie! Tak łatwo nie dam się spławić - pomyślałam. To że jestem pierwszy raz na zajęciach, nie znaczy, że mam siedzieć na końcu sali! Okazało się jednak, że rozmawiam z instruktorką, która je prowadzi…

Potem zaczęła się długa godzina nudnego rozciągania się, przeciągania i oddychania… Po 15 minutach zaczęłam ziewać i marzyłam, żeby iść spać. Więcej tu chyba nie przyjdę. Wolę mój rowerek. Przynajmniej się pocę i mam wrażenie, że tracę kalorie. Chociaż jedno muszę przyznać, kolana w ogóle mi nie dokuczały po tych zajęciach i nie czułam takiego głodu jak zwykle po siłowni.

W szatni po zajęciach wymieniłam się uwagami na temat stretchingu z innymi dziewczynami. Były zachwycone. Jedna upiera się nawet, że urosła od tego kilka centymetrów. Niektórzy dadzą sobie wszystko wmówić.



Reklama