Najbardziej znane toksyny to pestycydy i herbicydy zawarte w środkach ochrony roślin. W jaki sposób możemy się przed nimi ustrzec?

Niektórzy doradzają, żeby jeść warzywa i owoce wyłącznie z upraw ekologicznych. Ale one, wbrew powszechnej opinii, też nie są całkiem pozbawione toksyn. Ekologiczne rośliny, co prawda nie mają w sobie pestycydów, ale zawierają mnóstwo naturalnych trucizn, tzw. mikrotoksyn, które mogą być równie szkodliwe. Najbezpieczniej jest więc robić zakupy u kogoś, kogo znamy. Ale nie każdy ma takiego zaufanego producenta. W takim wypadku najlepiej kupować warzywa i owoce z różnych źródeł: na targu, w supermarkecie, w sklepiku ze zdrową żywnością. Nie należy rezygnować z jedzenia warzyw i owoców. Trujących związków jest w nich i tak stosunkowo najmniej.

Reklama


Gdzie w takim razie jest ich najwięcej?

W tzw. dodatkach do żywności, a konkretnie chodzi o barwniki i konserwanty. Im produkt jest bardziej kolorowy, im dłuższą ma przydatność do spożycia, tym więcej w nim toksyn. Na co dzień zrezygnujmy z żywności w puszkach, bo również naszpikowana jest chemią. Starajmy się ograniczyć ilość spożywanych wędlin (mnóstwo azotanów i azotynów) i podrobów, zwłaszcza parówek (swój kolor zawdzięczają wyłącznie różowemu barwnikowi). Lepiej upiec kawałek mięsa i kłaść na kanapki. Znacznie zdrowsze od peklowanych wędlin są też wędliny suszone (włoskie lub hiszpańskie) konserwowane naturalnie - rozmarynem, tymiankiem.

Reklama


A ryby - jeść czy nie? Ostatnio mówi się, że oprócz dobroczynnych kwasów omega-3 zawierają też mnóstwo rtęci.

I nie tylko rtęci. W rybim tłuszczu odkryto też bardzo dużo związków polichlorowanych.


Ale czy to oznacza, że powinnyśmy całkiem zrezygnować z ryb?

Reklama

Oczywiście - nie. Jedna wędzona makrela raz w tygodniu z pewnością nam nie zaszkodzi, co innego gdybyśmy jedli ryby codziennie. A tak na marginesie, od makreli lepszy jest tuńczyk w puszce. To konserwa, nie zawiera azotanów ani azotynów. Wytwarzany jest też pod ścisłą kontrolą i dokładnie przebadany na zawartość rtęci.


Czy to prawda, że szkodliwe substancje mogą się przedostać do żywności z naczyń, w których potrawę przygotowujemy?

Tak, na przykład podczas gotowania. Czeskie badania dowiodły, że gdy długo gotujemy potrawę w garnku aluminiowym, np. bigos, to zawartość glinu w wzrasta w nim z 2 mg na kg do 313 mg na kg. Zdecydowanie zdrowiej jest więc używać stalowego szybkowaru. Jeszcze kilkanaście lat temu naukowcom wydawało się, że glin jest obojętny dla naszego zdrowia. Teraz wiemy, że to nie do końca prawda. Minimalna ilość tego związku jest wchłaniana przez organizm i może kumulować się w mózgu. Warto wiedzieć, że źródłem glinu są nie tylko aluminiowe naczynia, ale też herbata z cytryną. Odradzam jej regularne picie, bo zawiera w sobie cytrynian glinu, związek szkodliwy, a bardzo dobrze wchłaniany przez nasz organizm.


A co zamiast filiżanki herbaty z cytryną?

Oczywiście zielona herbata. Zawarte w niej substancje mają właściwości antybakteryjne. Ale to niejedyna zaleta tego napoju. Zielona herbata powoduje też zmniejszenie wchłaniania tłuszczu w organizmie i to aż o 30 %! Ten znakomity napar pozwala więc zachować zarówno zdrowie, jak i smukłą sylwetkę.


Czy można sformułować ogólną zasadę dotyczącą żywienia, której przestrzeganie pomoże nam uniknąć toksyn?

Najlepiej jedzmy tak, jak żywili się cesarze rzymscy, którzy obsesyjnie bali się, że zostaną otruci, czyli… wszystkiego po trochu.


Opr. na podstawie "Olivii"