Ewa Minge nie cieszy się w naszym kraju zbytnią sympatią. Jest ofiarą niewybrednych ataków ze strony portali plotkarskich, które z lubością analizują szczegóły jej podobno poprawionej urody. Nic dziwnego - gdyby zająć się jej dokonaniami zawodowymi, nikt nie chciałby o nich czytać ani tym bardziej ich komentować. Pochwalić kogoś za sukces - jakie to do nas, Polaków niepodobne! A jak się okazuje, projektantka ma ich na swoim koncie więcej, niż mogłoby się nam wydawać.

Reklama

Jej kolekcje mogą się nie podobać - wiele osób twierdzi, że są zbyt krzykliwe i mało kobiece. Jednak na świecie żyje wiele zamożnych pań, którym styl Ewy Minge bardzo odpowiada. Projektantka ma na swoim koncie pokazy w Rzymie, Paryżu, Berlinie, Moskwie i Madrycie. O jej ostatnim pokazie napisano w "Le Monde" i w snobistycznym piśmie o modzie "L'Officiel". Podobno wzrok na jej propozycje skierowali surowi w swoich sądach blogerzy modowi.

Pani Ewa planuje otwarcie salonu w Paryżu i drugiego już w Cannes. I co najważniejsze: zarabia przy tym naprawdę niezłe pieniądze. Tygodnik "Wprost" ostrożnie szacuje, że roczne obroty firmy Ewy Minge wynoszą ok. 60 mln złotych. . Pracowitość, konsekwencja i posiadanie klarownej wizji biznesu zasługują na szacunek. A że komuś się te ciuszki nie podobają? No cóż - de gustibus... i tak dalej.