Jak odkryć w dziecku talent?

Przejmujemy się zabawkami, w które wgryzają się nasze pociechy. Zamartwiamy się - i to mocno - tym, co dziecko czuje i co myśli, jakie w jego duszy grają emocje. Staramy się wreszcie dbać o jego należytą edukację, coraz częściej traktując ją niczym najlepszą z możliwych inwestycji. I bardzo dobrze, przejmując się bowiem, szybko wyłuskamy talent, który w naszym dziecku drzemie, a wydobywszy go na światło dzienne, będziemy go mogli porządnie oszlifować. Można oczywiście powiedzieć, że jeśli diament jest prawdziwy, to w końcu sam zabłyśnie pełnym blaskiem, choćby wcale nie był polerowany jakąś specjalną, edukacyjną szmatką. Osobiście jednak na takie cuda bym nie liczył. Są zbyt rzadkie. Ponieważ polska szkoła nie ma żadnego spójnego systemu wyłuskiwania i szlifowania talentów, a dziecko specjalne kojarzone jest w naszym kraju raczej z dzieckiem specjalnej troski niż z językowym geniuszem, musimy się tym zadaniem zająć my sami - rodzice.



Nie zmuszaj dziecka, by była baletnicą...




Wiem, wiem. Złośliwi powiedzą, że całe to usilne odkrywanie talentów wszelakich jest szaleństwem i krzywdą wyrządzaną niewinnej istocie, której zadaniem winno być bieganie po boisku, łażenie po drzewach i zabawa z koleżankami z przedszkola z wykorzystaniem laleczek poubieranych w różowe fatałaszki. Krytycy rzekną, że

takie przejmowanie się dziećmi prowadzi do stanu, który objawia wielu zamożnych nowojorczyków. Niczym opętani wożą oni swoje umęczone pociechy (jednego dnia) na taniec towarzyski, lekcje śpiewu operowego, jazdę konną, dodatkowe lekcje francuskiego (bo w przedszkolu są tylko podstawowe) i trening motywacyjny u wziętego psychologa, by dziecko podołało jakoś trudom tej zmasowanej edukacji. To jednak przypadek ekstremalny. Nie powinniśmy oczywiście dziecka zmuszać do objawiania dziesięciu talentów naraz, tak jak powinniśmy unikać siłowego modelowania w dziecku talentu, którego akurat nie ma. Jak wszystkie ekstrema, tak i te bywają niebezpieczne. Nie znaczy to jednak, że nie należy wkładać pracy w pielęgnowanie wyjątkowych zdolności u naszych pociech. Przeciwnie. Trzeba to robić, i to z kilku powodów. Kultura dzisiejsza to kultura - bardzo szeroko rozumianych - twórców. Aby do niej dołączyć, trzeba dysponować jakąś unikalną zdolnością: świetnie gotować, pisać interesujące felietony, szyć oryginalne T-shirty z chwytliwymi nadrukami, projektować strony WWW dla wirtualnych sklepów, mieć talent do zarządzania przestrzenią magazynową w kilkunastu lokalizacjach.








Reklama

Jedno hobby to za mało




Najlepiej jeśli dysponujemy parą albo trójcą zdolności, które pozwalają nam na sprawne przeskakiwanie z jednej niszy kultury czy gospodarki do innej. Na jakie straty może nas narazić nieodpowiednie obchodzenie się z talentem naszego dziecka albo, jeszcze gorzej, niedostrzeganie i niepielęgnowanie go? Odpowiedzi dostarczają badania wykonywane w środowiskach zaniedbanych, takich jak polskie obszary nędzy. Nikt tam, z racji niedostatków ekonomicznych i kulturowych, nie dba o odpowiednią edukację dzieci. Efektem tego jest przekazywanie im własnego braku zainteresowań w edukacyjnym darze. Nawet jeśli dziecko jest utalentowane, to i tak w przyszłości jedyną jego działalnością intelektualną będzie rozwiązywanie krzyżówek albo namiętne oglądanie telenowel.

Odsetek dzieci utalentowanych jest podobny na każdym szczeblu społecznej drabiny, jednak rodziny majętne stanowią zazwyczaj tzw. bogate środowisko edukacyjne, w którym pełno jest książek, filmów DVD, gier edukacyjnych oraz ludzi, którzy potrafią wcześnie zauważyć talent. Dzieci z tzw. dobrych rodzin idą zazwyczaj do dobrych przedszkoli, a te są kolejnym znakomitym filtrem i wzmacniaczem naturalnych zdolności. Kłopot w tym, że 60 proc. małych Polaków w ogóle nie chodzi do przedszkoli i wychowuje się w zaniedbanych edukacyjnie środowiskach.



Utyskujemy - dla jaskrawego przykładu - że w 38-milionowym kraju tak mało jest talentów piłkarskich. Tymczasem jest ich z pewnością bardzo wiele, brak jedynie filtrów, które by je wyłuskały, oraz instytucji, który zajęłyby się ich obróbką. Dzieci utalentowane piłkarsko, a pozostawione same sobie gdzieś w PGR-ze nieopodal Olecka skończą co najwyżej jako gwiazdy ligi podwórkowej.



Wszystko zależy od rodziców




Wyobraźmy sobie sytuację, w której rodzice dwojga maluchów więcej uwagi poświęcają talentom jednego, a drugie pozostawiają samo sobie. Efekt takiego działania można zauważyć, przyglądając się pracom psychologów i genetyków badających przypadki rozdzielonych bliźniąt. Wiemy, że zdolności przestrzenne i werbalne mają w większości podłoże genetyczne. Dziedziczymy je po rodzicach. Mimo to jednak bliźnięta jednojajowe, mające taki sam kod genetyczny, adoptowane zaś i wychowywane od niemowlęctwa w różnych warunkach rodzinnych różnią się w zakresie tych zdolności, i to czasem bardzo.



Jeszcze mocniej wpływ troski rodziców o edukację dziecka widać w przypadku talentów twórczych. O ile bliźniacy wychowywani osobno mogą przejawiać podobne zdolności językowe albo równie łatwo odnajdywać drogę w nowym dla siebie terenie, o tyle znaczenie genów w przypadku zdolności twórczych jest raczej skromne, a w każdym razie środowisko wychowawcze ma wielki wpływ na to, czy dziecko stanie się w przyszłości na przykład malarzem. Inaczej mówiąc, nawet dzieci mające takie same geny wyrastają w jednej rodzinie adopcyjnej na kompozytora, a w innej na listonosza!



Mówiąc zatem brutalnie, jeśli pozostawimy nasze dzieci najpierw sam na sam z nieszczególnie dobrze mówiącą opiekunką, która będzie dbała jedynie o to, żeby nasze dziecko było najedzone, a potem pozostawimy je sam na sam z grami komputerowymi, to nie możemy liczyć na efekt w postaci utalentowanej, radzącej sobie w życiu latorośli.



W takim wypadku, jeśli na rozwijanie talentów naszych dzieci nie mamy czasu (z racji pracy od rana do wieczora) albo brak nam cierpliwości, zapiszmy je przynajmniej do przyzwoitego przedszkola lub szkoły, gdzie inni zajmą się tym zadaniem w naszym imieniu.