Czytajmy dzieciom od samego początku. Najpierw niech będzie to książeczka, w której są duże rysunki z podpisami pod nimi. Rodzic czyta i głośno opisuje: „To jest kogut, tu ma grzebień, tu pióra...”. Na razie nie chodzi nam o naukę czytania, ale o wzbudzenie zaciekawienia, o tak zwane obudzenie gotowości do otworzenia książki.

Następnie przychodzi pora, by razem z małym przedszkolakiem czytać duże litery, a ze starszakiem - książeczki z mniejszymi literami, ale z bogato ilustrowaną. Bardzo pomocne w nauce jest czytanie połączone z rozmową. Rodzic na początku czyta trzy - cztery linijki, następnie dziecko jedną linijkę, potem czytają na zmianę porównywalną ilość tekstu.
Dziecko początkowo bardzo skupia się na samej technice czytania, więc dobrze byłoby, gdyby druga osoba - głośno czytając - przypominała, o czym jest sama historia. Zachęcić dziecko, by sięgnęło po słowo pisane, można często... obrazkiem, czyli komiksem. Obrazki skłaniają w tym wypadku do czytania, więc czemu nie uciec się do tego sposobu?

Dzieciom w zerówce i starszym warto organizować konkursy: na przykład urywać kawałki gazet i liczyć, kto ma najwięcej „o”, a potem „ż” lub „rz”. Chodzi przede wszystkim o to, by się literami bawić, a nie nękać nimi. Dziadkowie mogą dość często „gubić okulary” i prosić wnuka, by przeczytał im na przykład program telewizyjny.
Warto też wprowadzić porę czytania - rodzice o ustalonej porze czytają gazety lub książki, a dzieci obok - swoje książeczki.

Od połowy pierwszej klasy dziecko powinno codziennie czytać samo przez 15-20 minut, a z rodzicami około pół godziny. Pamiętajmy, że musi ono opanować technikę sprawnego czytania, bo w przeciwnym wypadku nigdy tej czynności nie polubi.







Reklama

Mirosława Wieczorek-Stachowicz, psycholog dziecięcy