Jej tytuł to "Kochaj, nie krzywdź, pomóż". Ma na celu uczulić lekarzy, pracowników opieki społecznej, ale również zwykłych ludzi na tzw. zespół dziecka krzywdzonego, czyli chorobę spowodowaną przemocą.

Już wkrótce do rąk pediatrów, lekarzy rodzinnych, a także pracowników opieki społecznej, wychowawców żłobków i przedszkoli w całej Polsce trafią ulotki informujące, jak rozpoznać przypadki maltretowania dzieci i jak sobie z nimi radzić.

Reklama

W lipcu, jak poinformował wczoraj "Nasz Dziennik", akcja trafi na ulice polskich miast. Na 500 billboardach pojawią się plakaty, które będą zwracać uwagę przechodniów na problem krzywdzenia dzieci. Akcja prowadzona jest we współpracy m.in. z Fundacją Mederi, jedną z nielicznych w Polsce zajmującą się kompleksowo problematyką zespołu dziecka krzywdzonego. Swój patronat nad akcją ogłosiło także Ministerstwo Zdrowia.

"Chcemy pomóc najmłodszych dzieciom. Tym do trzeciego roku życia, które nikomu nie poskarżą się, że są maltretowane czy bite. Nasza kampania jest przede wszystkim skierowana do lekarzy i pracowników opieki społecznej, bo to oni jako pierwsi są w stanie dostrzec, że dzieje się coś niepokojącego" - wyjaśnia Wiesława Lipińska, rzecznik prasowy Biura Rzecznika Praw Dziecka. Zaznacza, że lekarze jako odpowiedzialni za zdrowie dzieci mają obowiązek zwracać uwagę na to, co dzieje się z najmłodszymi.

Reklama

Krzywdzenie dzieci cały czas jest w naszym kraju poważnym problemem. Tylko w pierwszym kwartale tego roku media poinformowały o 80 przypadkach okrutnego maltretowania. Niektóre skończyły się śmiercią. W Polsce nie prowadzi się statystyk dotyczących przemocy w rodzinie. Bardzo ogólnymi danymi dysponuje jedynie policja. Z jej statystyk wynika, że w ubiegłym roku zostało zgłoszonych ponad 24 tys. przestępstw przeciwko małoletnim.

Zbadano tylko 15 tys. z nich. Często dlatego, że nim sprawą zajęła się policja czy prokurator, zawiadomienia zostały wycofane. Policja odnotowała, że z tych 15 tys. przestępstw 5,5 tys. dotyczyło maltretowania, a to oznacza, że każdego dnia w Polsce katowanych jest 15 dzieci.

Eksperci przyznają, że te dane nie są w pełni wiarygodne, bo o wielu przypadkach nikt po prostu nic nie wie. Zdaniem Lipińskiej nie jest to tylko wina biernej postawy społeczeństwa. "Z naszych analiz wynika, że na 5 mln przypadków urazów, jakie odnotowali lekarze, tylko 10 z nich zakwalifikowali jako te, które są wynikiem zastosowania przemocy" - podkreśla Lipińska.

Reklama

Małgorzata Zbroszczyk-Szczepaniak, ordynator Oddziału Pediatrycznego Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. J. Bogdanowicza w Warszawie, w wywiadzie dla jednej z gazet branżowych tłumaczy, dlaczego tak jest.

"Lekarze nie zgłaszają takich przypadków, bo z jednej strony nie potrafią rozpoznać symptomów zespołu dziecka krzywdzonego. Z kolei z drugiej strony służbie zdrowia brakuje wypracowanej procedury, którą mógłby posłużyć się lekarz, gdy krzywdzone dziecko trafi na izbę przyjęć. Taka procedura powinna zawierać dobrze opracowany formularz przyjęcia, wykaz badań, które trzeba przeprowadzić dla potwierdzenia zespołu krzywdzenia oraz schemat skoordynowanych działań, jak dalej postępować z takim dzieckiem".

Ponadto lekarze nie chcą uczestniczyć w czasochłonnych procedurach związanych z późniejszymi czynnościami procesowo-sądowymi, po zgłoszeniu przestępstwa. Na ogół są oni wtedy jedynymi świadkami, którzy zeznają w takiej sprawie. To dlatego teraz rzeczniczka praw dziecka zapowiada, że zostanie opracowany druk zgłoszenia do sądu rodzinnego czy prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa krzywdzenia dziecka.

W tej sprawie już na początku roku Ewa Sowińska wysłała list do ministra zdrowia Zbigniewa Religi. Zaproponowała w nim zwiększenie liczby wizyt pielęgniarek, położnych, lekarzy rodzinnych i pediatrów w domach niemowlaków, szkolenia pracowników ochrony zdrowia i opieki społecznej w zakresie rozpoznawania podstawowych objawów zespołu dziecka maltretowanego.

Sowińska zapowiedziała wtedy też, że chciałaby nałożyć na personel medyczny ustawowy obowiązek zgłaszania podejrzeń przypadków bicia i maltretowania dzieci przez ich najbliższą rodzinę.

Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, zapowiada, że aktywnie zaangażuje się w rozpoczynającą się dziś kampanię. "W resorcie trwają prace nad przygotowaniem programu rozpoznawania i przeciwdziałania zespołowi krzywdzonego dziecka" - powiedział nam Trzciński. Szczególnie, że jest to jednostka chorobowa leczona z funduszy NFZ.

Światowa Organizacja Zdrowia WHO definiuje ten zespół jako każde zamierzone i niezamierzone działanie osoby dorosłej, społeczności lub państwa, które negatywnie wpływa na zdrowie, rozwój fizyczny i psychospołeczny dziecka.

A więc zespół dziecka krzywdzonego to nie tylko przemoc fizyczna bądź wykorzystywanie seksualne. WHO zalicza do tego maltretowanie psychiczne (wyzwiska, groźby, zastraszanie, poniżanie) oraz odrzucenie, czyli zaniedbywanie potrzeb związanych z żywieniem, opieka medyczną, bezpieczeństwem, higieną, obciążenie nadmiernym wysiłkiem, uniemożliwienie dostępu do nauki.

Z badań wynika, że 90 proc. sprawców przemocy w domu była w dzieciństwie jej ofiarami. Siedem na dziesięć maltretowanych dzieci wykazuje opóźnienia w rozwoju. A 40 do 70 proc. ma objawy stresu pourazowego, który wymaga długotrwałej terapii.