Niepokoją się zarówno rodzice dzieci zdrowych, jak i tych borykających się z problemami rozwojowymi. Ci pierwsi często zastanawiają się, czy taka szkoła nie zaniża poziomu edukacji ze względu na obecność uczniów wymagających specjalnej opieki. Ci drudzy - czy ich dzieci nie będą miały czasem lepszej opieki w szkołach specjalnych.

Reklama

- Wiemy, że takie pytania zadaje sobie wiele warszawskich rodzin. Zapewniam, że szkół integracyjnych nie trzeba się bać - mówi Anna Kłoda, wicedyrektor renomowanego Zespołu Szkół Integracyjnych nr 2 przy ul. Św. Bonifacego 10 w Warszawie. Co roku jest tu nadkomplet kandydatów. - Nasza szkoła uzyskuje bardzo dobre wyniki. Uczniami o specjalnych potrzebach opiekują się tzw. nauczyciele wspierający, nie ma więc ryzyka, że jedna grupa dzieci wymusza na drugiej obniżenie poziomu lub tempa przyswajania materiału - dodaje dyr. Kłoda.

Natomiast zdaniem pedagogów ze szkół specjalnych, szkoły integracyjne są pułapką dla upośledzonych dzieci i ich rodziców, przeświadczonych o skuteczności takich placówek. - Dzieciom opóźnionym intelektualnie trudniej jest się odnaleźć w środowisku zdrowych rówieśników. Nie dają sobie rady z nauką, nie nadążają za zdrowymi rówieśnikami, mogą by marginalizowane społecznie. Mają większe szanse w szkole specjalnej - mówi Katarzyna Zbrzeźniak, pedagog, logopeda ze szkoły specjalnej przy ul. Weterynaryjnej 1 na warszawskiej Pradze-Południe.

- To prawda, dzieci ze znacznym stopniem upośledzenia lepiej umieścić w szkole specjalnej - mówi dyr. Anna Kłoda. - Do szkół integracyjnych powinni trafiać uczniowie z niesprawnością ruchową, potem dzieci z lekkimi upośledzeniem intelektualnym. Na pewno nie powinny uczyć się tam osoby, które nie mają szans na zintegrowanie się ze zdrowymi rówieśnikami ze względu na niską normę rozwojową - dodaje dyrektor Kłoda.

Reklama