Skąd się biorą dzieci? Takie niby niewinne pytanko, a ile łyżek i widelców wypadło z wrażenia rodzicom, gdy je usłyszeli. Bo przez głowę każdego rodzica przelatują wtedy dziesiątki pomysłów na odpowiedzi: najpierw przelatuje bocian, zaraz za nim kapusta, pszczółka, za nimi plemnik, za plemnikiem jajeczko, gdzieś między tym kochający się mamusia i tatuś, kołderka, jakiś motylek się zaplącze - a łączy je jedno: żadna nie jest dobra.

Tymczasem to jeden z najgłębszych i najtrudniejszych tematów, jakie musimy, czy nam się to podoba czy nie - poruszyć z dzieckiem.

Pytacie: skąd się wziąłem?

Kiedy, w jaki sposób uświadamiać dzieci? Czy rzeczywiście jest, jak w dowcipie o chłopczyku, któremu tatuś pewnego dnia oświadcza: "Synku, muszę ci coś wyznać: to ja jestem tym Mikołajem, który przynosił te wszystkie prezenty. A synek na to: - Wiem, wiem. Bocian to też ty".

Prawdopodobnie większość dzisiejszych rodziców i ich rodziców, została przydźwigana przez bociana lub radośnie odkryta w kapuście. Pozostali powstali z pyłków kwiatowych, przy znacznym udziale pracowitych pszczół.
- Do dziś pamiętam, jak mama tłumaczyła mi to na pszczółkach i zupełnie nic z tego nie rozumiałam. Właściwie to do dziś nie wiem o co chodziło - śmieje się Viola Kolikowska, 39-letnia nauczycielka języka polskiego.
- To bocianowanie bardzo mi się podobało - wspomina z kolei Beata Karolak, dziennikarka. - Gdy mówiła to moja dobra babcia, a ja miałam kilka lat, to patrzyłam w okno i wyglądałam tych frunących bocianów niosących w dziobach bobasy. Ale to było trzydzieści lat temu. W dodatku w drugiej klasie mało romantyczna koleżanka przestawiła mi swoją wersję wydarzeń.

Tak było wczoraj. Bo dziś świat się zmienił. Ale czy dziewczynki i chłopcy, w dobie szerokiego dostępu do mediów, prasy i internetu, zalewu informacji - prędzej zaopatrują się także w tę wiedzę?

Tak, synu, to na tym polega

Agnieszka Bazelczyńska, księgowa z dużej korporacji w Warszawie, mama 11-letniego Piotra:
- Takie rozmowy zawsze wynikały u nas w domu "przy okazji". Gdy syn był malutki, kilkuletni, przeglądał zdjęcia, na których byłam z nim w ciąży. Zobaczył fragment filmu wideo z porodu: gdy leżał na moim brzuchu, jeszcze umazany. I już było wiadomo: takiego brudnego bocian nie mógł go przynieść. Wytłumaczyłam mu wtedy, że mamusia i tatuś bardzo się kochają, że się połączyli, a potem on rozwijał się w brzuszku mamy.

Podobnie zapamiętała te momenty Wioletta Adamiak, nauczycielka z Żyrardowa, mama 9-letniej Oli:
- Gdy córka miała cztery, może pięć lat, i oglądała zdjęcia z ciąży, temat sam wypłynął. Bez zagłębiania się w szczegóły, opowiedziałam, jak była w brzuszku, a potem - co w moim przypadaku jest zgodne z prawdą - że wydostała się prosto z niego. Starałam się przy tym nie używać ani nomenklatury książkowej, ani zbytnio zdziecinniałej. Nie było natomiast takiej sytuacji, że pewnego dnia usiadłam na kanapie i oświadczyłam: "Och, teraz to ci wszystko opowiem". Nie. To przychodziło stopniowo, naturalnie, potem córeczka dowiedziała się, że gdy mama i tatuś się przytulają - to może pojawić się dziecko, następnie, już później, usłyszała o łaczących się komórkach.

Sposób porodu ułatwił też odpowiedzi Agnieszce Daktowicz, mamie 10-letnich bliźniaków, Piotra i Tomka. - Moi chłopcy są bardzo przebojowi, otwarci. Gdy coś ich nurtuje, to pytają wprost. Gdy mieli 6-7 lat, nurtowało ich pytanie o sposób powstawania dzieci. Wypadło akurat na wujka. Zapytali jego, zapytali mnie, potem wybrali sobie jeszcze moją ciężarną koleżankę, która wpadła z krótką wizytą. Ja, bez naciągania, odpowiedziałam, że zostali wyjęci prosto z brzuszka mamy. Później dowiadywali się coraz więcej.

Iza Kozłowska z Legionowa, mama trzecioklasisty Marcina, przeszła trochę inną drogę w uświadamianiu syna. Ma wrażanie, że zanim zaczęli rozmawiać, a było to w pierwszej, może na początku drugiej klasy - synowi już co nieco obiło się o uszy na ten temat. Od małego nie uczyła go zbytniego wstydu, nie uciekała z krzykiem, gdy syn wszedł do łazienki podczas kąpieli. Chłopiec podchodził do kłopotliwych pytań bez zakłopotania i ekscytacji, naturalnie. Przez jakiś czas po szkole towarzyszył też mamie w pracy, w kawiarence internetowej, gdzie przychodziło sporo młodzieży - która jak wiadomo - porusza różne ciekawe tematy.
- Gdy pytał, zawsze odpowiadałam na poważnie, ale bez szczegółów. Nie zmyślałam. Nie biegłam i nie zasłaniałam mu oczu na romantycznych filmach o miłości, oczywiście takich wyświetlanych wczesną porą. I tak po trochu, powoli, tu i tam, i w domu, i chyba trochę poza nim, skompletował sobie cała wiedzę.
Nieco inaczej wspomina to Renata Dobiel, agent ubezpieczeniowy dużego banku, mama 11-letniego Kostka.

- Syn zapytał, skąd się wziął dwa lata temu. Męża. Mąż się wstydził. Przyszedł do mnie i oświadczył: "Ty mu powiedz, ty jesteś mama". To mu powiedziałam: rodzice spotkali się, zawarli związek małżeński, przytulali się, dali buzi i doszło do stosunku płciowego. I już. O więcej nie pytał, wystarczyło, a ja uznałam, że w tym wieku dalsze detale są zbędne. Zaznaczyłam tylko, tak na przyszłość, że dzieci nie biorą się z buzi. Potem jeszcze rozmawialiśmy kilkakrotnie na ten temat, a gdy już w szkole przybyła lekcja przyrody, i znów miał komplet nowych pytań, to zaczęłam inaczej: "Jeśli chcesz ze mną rozmawiać na ten temat, to weź encyklopedię i najpierw poczytaj". Usiedliśmy razem, czytaliśmy wybrane framenty, a w pewnym momencie on podniósł łepetynkę i pyta: "Mamo, to na tym polega?" "Tak synu, to na tym polega". Teraz jest już całkiem uświadomiony. Ale jak ma nie być, skoro ma 161 centymetrów wzrostu i rozmiar buta 42?

Krótko i na temat

Punkt dla rodziców. Wygląda na to, że mamy Oli, Piotrka, Kostka, Marcina robią dokładnie to, co podpowiada współczesna psychologia. Co podpowiada? Gdy małe dziecko pyta po raz pierwszy "skąd się wziąłem", odpowiadamy krótko i na temat. Bez szczegółów. Bez wykładania kawy na ławę. Odpowiedzi uzależniamy od wieku i wyobraźni dziecka.
- Trzeba pamiętać, że wiedza powinna rosnąć razem z dzieckiem - podkreśla Dorota Zawadzka, psycholog dziecięcy.

I tak: trzy- i pęciolatkowi mówi się po prostu - rodzice bardzo się kochają, przytulają i z tego kochania pojawia się dzidziuś w brzuchu u mamy. W tym przedziale wiekowym nie wchodzi się w żadne zawiłości. Amerykański psycholog, Haim G. Ginott w książce "Między rodzicami a dziećmi" podaje: "Nie ma żadnego powodu, aby nie odpowiadać szczerze na pytania dziecka dotyczące seksu, ale odpowiedzi nie powinny zamieniać się w wykład z dziedziny położnictwa".

Później możemy stopniowo przechodzić do następnego etapu: gdy bliscy sobie ludzie, mamusia i tatuś przytulają się, głaszczą, są dla siebie dobrzy, to i ich komórki w końcu się spotykają.

Ale kiedy dziecko ma już siedem lat i w szkole kontakt z wieloma, czasem drobiazgowo uświadomionymi kolegami - warto o jajeczkach i nasionkach porozmawiać na poważnie. Swoimi słowami wyjaśnić, że ludzie są tak pomysłowo zbudowani, że pasują do siebie. To dzięki temu, gdy nasionko od ojca i jajeczko od mamy łączą się - powstaje dziecko.

Dziesięciolatek powinien już dobrze wiedzieć, na czym polega prokreacja. To zresztą czas, gdy ma biologię w szkole, ale trzeba pamiętać - wcześniej tę wiedzę powinien już wynieść z domu.
Doktor Ginott przestrzega: zawsze może paść kolejne przyczajone pytanie: "Kiedy robicie z tatusiem dzieci?".
Doktor pociesza: nie jest to wcale tak wścibskie, jak nam się wydaje. Wystarczy prosta odpowiedź: "Matka i ojciec wybierają taki czas, kiedy są zadowoleni i sami. Kochają się nawzajem i chcą mieć dziecko, które mogliby kochać".

Psycholog Dorota Zawadzka podkreśla jednak:
- Nie ma jednej recepty na to jak i kiedy uświadamiamy dziecko. To zależy od jego charakteru: sposób rozmowy powinien być dobrany do jego wrażliwości.
To co jest wspólne, to fakt, że powinny być to zawsze ciepłe rozmowy o miłości. Z podkreślaniem emocjonalnej strony związku: miłości między mamą a tatą.
A kiedy dziecko samo nie pyta? To nic. My mu i tak powiemy. Nie ma na co czekać. Nie łudźmy się: nie zdobędzie tej wiedzy w szkole, tylko wcześniej dowie się, niestety, od kolegów.

Trzeba więc zacząć samemu ten trudny temat. - Dobrze wykorzystać okazję: gdy ciocia jest w ciąży albo przy okazji ogladania zdjęć mamy z tego okresu - psycholog podpowiada sposób, który wypróbowały już mamy Oli, Piotra i Tomka.

Okazje mają to do siebie, że czasem trzeba im trochę pomóc. W obecności dziecka je zauważyć. Są też o tyle dobre, że rozmowy nie zaczyna się na siłę, oficjalnie, i nie przybiera postaci lekkiej niczym głaz narzutowy pogadanki. Wszyscy zainteresowani nie czerwienią się, nie zawstydzają nawzajem.

Babcine bajki na indeksie

Czego, poza wykładami z seksuologii i położnictwa - rodzice mają pociechom zaoszczędzić?
"Na pytanie skąd się biorą dzieci, nie wolno odpowiadać, że przynosi je doktor albo bocian, że bierze się je ze szpitala, supermarketu czy magazynu wysyłkowego" -przestrzega doktor Ginott.

Na pytanie "skąd się wziąłem", nie reagujemy także:
- tchórzliwą dezercją do pracy;
- informacją, że zupa kipi;
- nagłym telefonem samego do siebie;
- pouczeniem, że budowa wieży z klocków nie cierpi zwłoki.

Ale co zrobić, gdy babcia już uświadomiła malca po bocianiemu? Tak jak zdarzyło się to Renacie Dobiel, mamie Kostka, zanim jeszcze przejrzeli razem encyklopedię. Musiała z synem, i nie tylko, odbyć poważną rozmowę.
- Synu - powiedziała - to nie bociany przynoszą dzieci. To bajki, które przynosi babcia.

Renata zaznaczyła dziecku, żeby nie rozpowszechniał dalej tych opowieści.
- Ty powiesz koledze, że bociany przynoszą dzieci - tłumaczyła - a potem kolega przyjdzie do mnie z pretensją, że jego dziewczyna jest w ciąży. Nie z bocianem, tylko z nim.

Wielu rodziców rozkłada jednak ręce: co robić, gdy chcemy porozmawiać w miarę poważnie, a babcia upiera się, że dzieci znajduje się w kapuście?
- Powiedzieć: może babcię znaleźli w kapuście, ale nie ciebie - śmieje się Dorota Zawadzka. - A na poważnie, to szybko rozmawiamy z babcią. Bo inaczej mam potem takich pacjentów, jak student, który myślał, że dzieci rodzą sie przez pępek!

Wbrew pozorom dzisiejsze dzieci zaczynają zgłębiać tajemnice swego pochodzenia nie dużo wcześniej niż kiedyś. Za to dzisiejsi rodzice, wywołani do odpowiedzi - są jednak o wiele lepiej przygotowani niż ich poprzednicy, jak mama Oli, Kostka, Marcina, Tomka i Piotra.
- Są zdecydowanie bardziej otwarci niż kiedyś na przekazywanie dzieciom informacji w kwestii "skąd się wziąłem". Chociaż nadal są to bardzo poważne, trudne i kłopotliwe dla nich tematy - mówi na podstawie własnych obserwacji Dorota Zawadzka.

Nie łudźmy się bowiem, że wszędzie jest tak różowo. Jeszcze z przeprowadzanych kilka lat temu przez Uniwersytet Gdański badań wynikało, że co trzeci uczeń nigdy nie rozmawiał z rodzicami na delikatne tematy, a większość z nich źródło informacji znajdowało nie w domu, tylko wśród rówieśników - aż 61 procent. Gazety i telewizja to następne "uświadamiacze" (połowa przepytanych), a tylko niecała jedna trzecia rozmawiała z rodzicami.

Ale jest i dobra wiadomość: współcześni rodzice mają trochę łatwiej; jeżeli w tym temacie może być w ogóle łatwiej. W telewizji pojawiają się edukacyjne bajki, a na rynku jest sporo nie tylko poradników dla dorosłych, ale i książeczek adresowanych do dzieci w różnym wieku.

Jeżeli są rodzice, którzy mimo wszystko, wybierają wciąż starą szkołę poczciwego bociana albo metodę przemilczania - najwyższa pora się podciągnąć. Inaczej, w najlepszym wypadku, mogą skończyć jak tata Mikołaj - bocian z dowcipu o uświadamianiu. A rzadko kto chce być bohaterem dowcipu, zwłaszcza o poczęciu.


















































































Reklama