MATKA - SERYJNA MORDERCZYNI

Napoiła alkoholem trójkę swoich dzieci, ułożyła je rzędem w kolejności wiekowej i poderżnęła im gardła. Następnie wypiła truciznę na szczury i podcięła sobie żyły na nadgarstkach. Na koniec wykręciła 999. "Chcę tylko umrzeć. Czy mnie zastrzelicie?" - powiedziała funkcjonariuszom policji. W brzuchu nosiła czwarte dziecko. Z trójki dzieci udało się uratować tylko najmłodsze - 6-miesięczną córeczkę Trishanę. Po sześciu miesiącach od tragedii kobieta urodziła kolejną córeczkę - już w szpitalu psychiatrycznym.

Reklama

Lekarze rozpoznali u dzieciobójczyni, 37-letniej Sasikali Navaneethan, poważną depresję poporodową.

Pochodząca ze Sri Lanki gospodyni domowa mieszkała w Londynie wraz z mężem i dziećmi. Nie korzystała z pomocy lekarza ze względu na "oczekiwania kulturowe". Jako 18-latka Saskiala przeżyła załamanie nerwowe i próbę samobójczą. Tragedie, jakich doświadczyła podczas wojny domowej w Sri Lance, nadszarpnęły jej psychikę. Po przyjeździe do Wielkiej Brytanii wraz z mężem choroba ustabilizowała się. Jednak po narodzinach trzeciego dziecka zaczęła codziennie słyszeć głosy, karzące jej zabić siebie i dzieci. Psychiatrzy zdiagnozowali u niej depresję, która powodowała halucynacje i urojenia. Sytuacji nie poprawiało ubóstwo rodziny i fakt, że mąż pracował po 18 godzin dziennie w swoim sklepiku. Saskiala nie była w stanie przemóc się, by szukać pomocy lekarskiej. Poddała się.

Reklama

MATKA-KANIBALKA

33-letnia Otty Sanchez w nocy wzięła do ręki nóż do steków i dwa miecze samurajskie, które wisiały u niej w mieszkaniu. Odcięła swojemu trzytygodniowemu synkowi głowę, zdarła twarz i poodcinała, a następnie zjadła jego kawałki mózgu i palce u stóp. Następnie próbowała poderżnąć sobie gardło. Wszystko wydarzyło się na tyle cicho, że nie obudziło siostry i dwóch bratanic, które spały w sąsiednim pokoju.

Przeraźliwe krzyki kobiety następnego dnia zaalarmowały rodzinę i policję. Mundurowi, którzy pojawili się na miejscu kaźni, byli tak wstrząśnięci widokiem zmasakrowanych zwłok noworodka, że poprosili o pomoc psychologiczną.

Reklama

U Otty po porodzie zdiagnozowano depresję poporodową. Po powrocie ze szpitala kłóciła się z ojcem dziecka i się od niego wyprowadziła. W dzień poprzedzający kaźnię była u niego z wizytą i już wtedy zdradzała agresywne zachowania wobec synka. Teściowa zaalarmowała policję, ta jednak zbagatelizowała sprawę. Po całej tragedii ojciec noworodka stwierdził, że życzy jej śmierci. Twierdzi też, że Otty odmawiała przyjmowania leków przeciwdepresyjnych.

czytaj dalej...



NA PRZEKÓR OBRAZOWI CUDOWNEGO MACIERZYŃSTWA

Depresja poporodowa to całkowicie wyleczalna i dość powszechna choroba, która dotyka ok 10-15 proc. rodzących. Niektóre źródła mówią nawet o 20 proc. Jej objawami jest między innymi: obniżony nastrój, płaczliwość, poczucie winy, niepokój i ataki paniki, myśli samobójcze i związane z agresją wobec dziecka. Nieleczona, może doprowadzić do tragedii - chore matki targają się na własne życie lub życie dziecka. Nawet lżejsza postać wiąże się z cierpieniem.

Kontrowersji nadaje chorobie fakt, że akt agresji matki w stosunku do potomka to sytuacja, która nadal nie mieści się przeciętnemu człowiekowi w głowie. Przeczy idei bezwarunkowej matczynej miłości i instynktu macierzyńskiego. "Od kiedy pamiętam, moje przyjaciółki zasypywały mnie opowieściami o tym, jak niesamowitym uczuciem jest posiadanie dziecka. Mówiły o bezgranicznej miłości, którą obdarzyły swoje pociechy. I nie kłamały, naprawdę szczerze kochały. Myślałam wtedy: >>jakie macierzyństwo jest wspaniałe!<<. Potem jednak rozmawiałam z kobietami, które wcale tego nie czuły. Doszłam do wniosku, że nie ma czegoś takiego, jak >>instynkt macierzyński<<, który objawia się nagle przy porodzie. Większość kobiet, na szczęście, od razu czuje miłość do dziecka, ale niektórymi targają zgoła inne emocje: obcość wobec niemowlęcia - istoty, której nie rozumieją - a także frustracja i paranoidalne poczucie winy. One się wstydzą. Są zobligowane, aby udawać szczęśliwe, podczas gdy najchętniej zapadłyby się pod ziemię" - mówi Emily Atef, autorka traktującego o problemie filmu "Obcy we mnie" w rozmowie ze Stopklatką.pl. Alef jest zszokowana faktem, że o chorobie, która dotyka być może nawet co piąta matkę, w ogóle się nie wspomina.

czytaj dalej...



Reżyserka wini za tę bierność mit matczynej miłości. Uważa, że miłość tę należy "odbrązowić" - dopiero to pomoże spojrzeć trzeźwo na problemy emocjonalne świeżo upieczonych matek. "Winić należałoby mit. W niemieckiej kulturze mamy ikoniczną >>deutsche mutter<<, która była bardzo popularna w czasach nazistowskich. W Polsce z kolei wzorem matki gotowej na wszystko jest Maryja. Ale na litość boską, żyjemy w XXI wieku! Wyciągnijmy głowę z piasku i rozejrzyjmy się trochę. Depresję poporodową się leczy, ale najpierw trzeba ją rozpoznać. Jeśli ignorujemy problem i zaklinamy rzeczywistość - cierpią też dzieci" - uczula Atef.

ŚWIATŁO W TUNELU

"Depresja poporodowa jest jak długi, ciemny tunel, ale na jego końcu jest światło – mówi Amanda, jedna z chorych w rozmowie z "The Sun".

Tym światłem może być na przykład opracowany przez trójkę brytyjskich psychiatrów kwestionariusz, zwany Edynburską Skalą Depresji Poporodowej (Edinburgh Postnatal Depression Scale, w skrócie EPSD). EPSD to zaledwie 10 prostych pytań, na które matka powinna odpowiedzieć w 6-8 tygodni po urodzeniu dziecka. Polskie placówki nie stosują kwestionariusza.

Tu możesz samodzielnie wypełnić kwestionariusz EPDS i sprawdzić wyniki

____________________________

NIE PRZEGAP:

&gt;&gt;&gt; Urodziło się dziecko z dwiema głowami
&gt;&gt;&gt; Dlaczego nie warto się rozwodzić?
&gt;&gt;&gt; Tak celebryci ośmieszają swoich kochanków