Inne

RENATA KIM: Skąd pomysł, by pisać o polskich imigrantach?
POLLY COURTNEY: Kilka lat temu poznałam w mojej firmie konsultingowej młodą stażystkę z Polski. Marta nie dostawała za swoją pracę pieniędzy, a szef już na początku zasugerował, że nie wiąże z nią żadnych nadziei. Kazał mi po prostu "czymś ją zająć" przez kilka tygodni. Bardzo szybko zauważyłam, że Marta świetnie pracuje. Postanowiłam więc wstawić się za nią i wymogłam na szefie, by jej płacił. Potem odeszłam z firmy, ona tam została, ale nie przestałyśmy się przyjaźnić. W tym czasie szukałam pomysłu na moją drugą książkę i nagle mnie olśnilo, że Marta i jej rodacy na Wyspach to wprost wymarzony temat.

Reklama

Co panią tak zaciekawiło w tych imigranckich historiach?
Zawsze lubię sprawdzać, ile prawdy jest w stereotypach. Wszyscy inni pracownicy uważali, że skoro Marta jest imigrantką z Polski, to musi być biedna i niewykształcona. Tymczasem wystarczyło raz z nią porozmawiać, by dowiedzieć się, że skończyła w Polsce prestiżową uczelnię ekonomiczną i marzy o pracy w zawodzie. Jej nie zależało na szybkim zarobku, ona chciała u nas robić karierę, tak jak ja i inni młodzi Brytyjczycy!

I to było takie zadziwiające?
Tak, bo wtedy po raz pierwszy do mnie dotarło, że Polacy nie są jednolitą masą nisko wykwalifikowanej siły roboczej składającej się z hydraulików, budowlańców i sprzątaczek.

Spotkała pani innych Polaków?
Tak, Marta poznała mnie z wieloma swoimi przyjaciółmi i oni też stali się pierwowzorami książkowych bohaterów. Jedna z Polek, prawniczka, musiała długo udowadniać angielskim szefom, że jest coś warta. Myślę, że do Wielkiej Brytanii przybyło w ostatnich latach wielu młodych, wykształconych ludzi z Polski, którzy podobnie jak Francuzi czy Niemcy chcą tutaj dalej uczyć się lub pracować. I nie dostają szansy, tylko dlatego że są polskimi imigrantami.

Reklama

I sądzi pani, że jedna powieść może zmienić ten stereotyp?
Nie wiem, ale mam taką nadzieję. W pewnym sensie czuję, że mam obowiązek powiedzieć rodakom, jacy naprawdę są przybysze z Polski.

A nie bała się pani, że pisanie o imigrantach może skończyć się spektakularną klapą?
Bardziej obawiałam się, że Polacy będą pytać, jakim prawem o nich piszę, a moi rodacy uznają, że plotę bzdury, bo przecież wszyscy wiedzą, jacy są imigranci. Poza tym w powieści jestem dość krytyczna wobec Brytyjczyków - pokazuję ich snobizm i skłonność do wywyższania się. A najbardziej to, że nawet im do głowy nie przyjdzie, że Polak może mieć takie same ambicje jak oni.