"Zamiast jednorazowej zapomogi wolałabym, żeby rząd dał mi gwarancję powrotu do pracy po urodzeniu dziecka" - mówi "Życiu Warszawy" Agnieszka Morawska, która dwa miesiące temu urodziła córkę i nie odebrała becikowego. "Lepiej byłoby, gdyby pieniądze na becikowe zainwestować w żłobki, przedszkola, szkoły. To są rzeczy, które dzieciom będą potrzebne w przyszłości" - dodaje.

Reklama

Podobnie jak pani Agnieszka, myśli coraz więcej kobiet z Warszawy. Świadczą o tym na przykład wpisy na forach internetowych dla młodych matek: "Świadome kobiety, które nie chcą łaskawego becikowego, nie powinny brać tej jałmużny" - pisze na jednym z nich kobieta o nicku Ela86. Inna dodaje: "Dla 1000 zł nie poniżę się ani ja, ani moja rodzina".

Specjaliści jak zwykle potrafią sprawę wyjaśnić naukowo. "W dużych miastach żyje więcej zamożnych ludzi, dla których tysiąc złotych nie ma większego znaczenia" - tłumaczy socjolog prof. Kazimierz Krzysztofek. Podobnego zdania jest psycholog i socjolog doktor Joanna Heidtman. "Wielu ludzi uważa, że ten tysiąc złotych wystarczy na niewiele, dlatego nie fatygują się po odbiór pieniędzy" - uważa.

Podobnie jak w Warszawie, jest w innych dużych miastach. W Katowicach, Łodzi czy Krakowie po becikowe także zgłasza się połowa uprawnionych. Inaczej jest w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Tam odbiera je niemal 90 procent uprawnionych do tego osób.

Reklama