Zwykła „podróbka” może stać się problemem politycznym. Przekonaliśmy się o tym, obserwując jak wielką awanturę wywołała niedawno mała damska torebka. I to dość tania, bo kupiona za 50 zł u Wietnamczyków. Z torebką sygnowaną inicjałami Coco Chanel sfotografowano posłankę Jolantę Szczypińską z PiS. Gdy okazało się, że to zwykła podróbka na posłankę, a także całe jej ugrupowanie spadły liczne gromy. "Wciąż powtarzają frazesy o praworządności, a sami kupują podróbki, tj. popierają „piractwo” w dziedzinie mody. Tym samym uczestniczą w łamaniu prawa" - padły ostre słowa. Te komentarze nie zmusiły posłanki, żeby się pokajała, lecz najwyraźniej czuła, że coś jest na rzeczy, ponieważ szybko kupiła sobie oryginalną, polską torebkę, za 300 złotych.

Ta dramatyczna „historia jednej torebki” skłoniła nas, żeby sprawdzić jak to jest z innymi Polkami: kupują „podróbki” czy nie? Zapytaliśmy o to Internautki.

Wyniki są pocieszające dla posłanki Szczypińskiej, bowiem co trzecia uczestniczka naszej sondy odpowiedziała „Jasne! Nie stać mnie na oryginały”. Okazjonalnie kupuje „podróbki” co czwarta Polka, a kolejne 6 proc. odpowiedziało po prostu: „Tak. Lubię być modna”. Przeciwniczki podrabianych marek są w mniejszości. „Absolutnie nie. Podróbki to obciach” - uważa około 21 proc. Internautek. Kolejne 8 proc. nie nosi ich, ponieważ woli markowe rzeczy. A 3,5 proc. nie czyni tego z pobudek ideowych: po prostu nie chcą dać dorobić „piratom”.

"Należę do tej ostatniej grupy" - mówi Ewa Minge, najbardziej znana, polska projektantka mody. - "Ale wiem, że ludzie zachowują się różnie. Np. jeśli ktoś sprzedaje zegarek bardzo dobrej marki za grosze i nie mówi, jak go zdobył, znajdą się tacy, którzy kupią i tacy, którzy odmówią, bo przypuszczają, że kryje się za tym coś złego. Podobnie jest z kupowaniem podrabianych ciuchów: dużo zależy od indywidualnej moralności, odpowiedzialności itd. Dla projektanta to przykre. Wiem to, bo jakiś czas temu na Stadionie X-lecia pojawiły się podróbki ubrań, które projektowałam, do tego z moją metką. Czułam się z tym okropnie, po prostu okradana z czegoś, co sama wymyśliłam, wyprodukowałam i co powinno przynosić dochód mnie i mojej rodzinie. Ponieważ opatentowałam znak firmowy, były podstawy do interwencji policji i udało się to ukrócić, ale proceder odżył. Co prawda próbowałam się pocieszać w stylu: „Fajnie, podrabiają Chanel, Versace i mnie, to znaczy, że jestem dobra” ale to było słabe pocieszenie. Cóż mogę dodać? Tej konkretnej torebki, z którą sfotografowano panią poseł na pewno bym nie kupiła. Na świecie nie nosi się rzeczy z takimi wielkimi logami. One są raczej produkowane na rynek wschodni, który lubuje się w przedmiotach markowanych, metkowanych itd. A ponadto na świecie w dużo lepszym stylu jest noszenie fajnych ciuchów „no names” - nieznanych projektantów, lub firm produkujących tanie rzeczy - niż używanie podróbek dobrych marek. To trochę śmieszne, bo przecież na ogół widać, że to podróbka".









Reklama