Zaczęło się od tego, ze Klara znienacka mocno przysiadła mi na brzuchu. Zabolało, ale za chwilę o tym zapomniałam. Dopiero po jakimś czasie przyszła refleksja, że przecież mogła coś mi, a raczej dziecku zrobić. Może powinnam iść do lekarza i upewnić się, czy wszystko jest w porządku, a ja to wydarzenie zbagatelizowałam, bo byłam zajęta starszymi dziećmi. W pierwszej ciąży pewnie pojechałabym od razu do szpitala. Wprawdzie siostra lekarz uspokajała mnie, że dziecko jest jeszcze maleńkie i dobrze we mnie chronione, ale jakiś niepokój pozostał. W przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza, to jeszcze jego dopytam. Od wczoraj jednak prześladują mnie jakieś głupie myśli, że jestem złą matką, że powinnam była przewidzieć taką sytuację i do niej nie dopuścić.

Ale dziś wydarzyło się coś, co mnie postawiło do pionu. Maluszek zaczyna delikatnie dawać o sobie znać! Jakby chciał mi przekazać, żebym się o niego nie martwiła. Na razie czuję takie delikatne bulgotanie w brzuchu, ale już wiem, że to jest to. Zaczyna się mój ulubiony okres ciąży, z niecierpliwością czekam na wyraźne kopniaki i koniec mdłości, które niestety dają mi jeszcze w kość. Na szczęście nie jestem już wiecznie śpiąca i nieprzytomna. Mam więcej energii, dzieci zaczynają mieć ze mnie jakiś pożytek. Dziś bawiłyśmy się w szkołę, Weronika zrobiła przy okazji prezent dla dzidziusia gryzaczek - jak to nazwała. Jest to kawałek kolorowego papieru wycięty w jakiś niezidentyfikowany kształt. Na gryzaczek dla niemowlaka słabo się nadaje, ale oczywiście powiedziałam Werci, że dzidziusiowi na pewno bardzo się spodoba. Dumna zapakowała go w folę aluminiową i schowała do szuflady.





Reklama