Inne

Praca dyplomowa Alicji Żemojdzin na gdańskiej ASP wzbudziła ogromne zamieszanie w mediach. Artystka stworzyła bowiem na potrzeby swojego dyplomu specjalne kosmetyki z ludzkiego tłuszczu. Materiał, pozostały po liposukcji, uzyskała od anonimowego darczyńcy. Kliniki chirurgii plastycznej odmówiły bowiem, ze względu na konieczność utylizacji odpadów pooperacyjnych.

Reklama

SZOKUJĄCE CZY PROWOKUJĄCE

Inne

Powstała w ten sposób cała seria kosmetyków wyszczuplających o nazwie „aLine” (kremy, balsamy, żele, serum, mydło), opakowanych w eleganckie pudełka i o przyjemnych zapachach. Artystka przygotowała niby kampanię reklamową i wykonała do tego odpowiednie fotografie. Jej praca otrzymała ocenę celującą na uczelni.

W ten sposób wpisała się w trend modnej obecnie sztuki recyklingowej, która zachęca artystów do przetwarzania dostępnych już surowców i tworzenia z nich nowej jakości. Praca Żemojdzin nie tylko wykorzystuje biologiczny materiał, odpadek, ale także w sprytny sposób wpisuje się w powszechną teraz krytykę kultu piękna i młodości. Paradoksalnie, odessany kobietom tłuszcz ma posłużyć im do kolejnej fazy odchudzania się, być może zaraz nawet po zabiegu odsysania. W przyrodzie jak widać nic nie ginie. W końcu ludzki tłuszcz nie od dzisiaj wstrzykuje się, żeby wypełnić zmarszczki, tylko niekoniecznie wychodzi się z tym na forum publiczne.

Pracę uznano za niesmaczną, niehumanitarną, podkładając niestosowne chyba w tym przypadku porównanie do nazistowskiego mydła z ludzkiego tłuszczu. Pisarz Paweł Huelle otwarcie skrytykował artystkę za przekroczenie granic świętości ludzkiego ciała, a wystawę jej pracy w CSW „Łaźnia”, odwołano.

Naciskom społecznym nie oparł się Instytut Sztuki Wyspa, działający na terenie Stoczni Gdańskiej, który pokazuje „aLine” jeszcze do 3 maja.

KTO JESZCZE EKSPERYMENTUJE Z CIAŁEM?

Niedawno w Warszawie pokazano w jednym z centrów handlowych inną wystawę, oburzającą obrońców świętości ciała człowieka. Artysta, a jednocześnie niemiecki lekarz, patomorfolog i anatom, Gunther von Hagens pokazał 13 wypreparowanych ludzkich zwłok. Widzowie mogli zobaczyć m.in. ciała i organy prezentujące układ mięśniowy człowieka, jego układ nerwowy, oddechowy, trawienny i kostny. Wiele spreparowanych w całości ludzkich ciał zostało ustawionych w pozach zaaranżowanych jako sceny z życia codziennego. Mimo że autor wystawy do każdego eksponatu dołączyli wiele popularnonaukowych informacji, wiele mówiono o brutalnym zamachu na ludzką godność, o profanacji ciała ludzkiego i naruszaniu uczuć religijnych.









Reklama

Z ludzkimi płynami eksperymentuje też inny artysta. Anglik Marc Quinn w 2001 roku zaprezentował portret swojego nowonarodzonego syna. Nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego, gdyby nie fakt, że „Lucas” wykonany był z łożyska partnerki artysty. Nie jest to jednak jedyna szokująca praca w twórczości Quinna. Popularność przyniosły mu też przekraczające granice tabu „Autoportrety”, do których użył własnej, zamrożonej krwi. Na pewno jest to oszczędność tworzywa i można powiedzieć, że taki artysta jest w 100 procentach samowystarczalny i ekologiczny, jednak czy nie są to zbyt drastyczne środki aby osiągnąć efekt artystyczny czy estetyczny?

Za komentarz do tej sytuacji może jednak posłużyć fakt, że kupiona przez kolekcjonera Charlesa Saatchi (męża Nigelli Lawson) jedna z zamrożonych rzeźb Quinna uległa zniszczeniu podczas remontu kuchni, gdy robotnicy odłączyli niechcący zasilanie lodówki. Tak 13 tysięcy funtów rozpłynęło się w niebycie…

EKOLOGICZNE PALIWO

Znany jest też przypadek niejakiego dr. Alana Bittnera, chirurga plastycznego z Beverly Hills, który wykorzystał pozostały mu po wykonanych liposukcjach tłuszcz i zamienił go na ekologiczne paliwo samochodowe – zwane przez niego lipodiesel. Niestety, konserwatywni i jak widać nieekologiczni Amerykanie pozwali swojego lekarza za bezprawne wykorzystanie ich tłuszczu i musiał on zamknąć klinikę i wyjechać do Południowej Ameryki.

Kwestie ekologii, przekraczania granic ludzkiego ciała i łamania tabu są obecne w każdym z tych przypadków. Można się jednak założyć, że gdyby kosmetyki z ludzkiego tłuszczu czy lipo-paliwo uznano za bardziej skuteczne i do tego tańsze niż te powszechnie dostępne, zrobiłyby one furorę w naszych domach.